ETNOnotatnik

O mieszkankach wsi u progu XX wieku

Aż trudno uwierzyć, że jeszcze sto lat temu miejsce kobiety było w domu, co najwyżej na targu. Jak nasze przodkinie sobie z tym radziły?

Marzec to czas kobiet – pewnych siebie, spełnionych, obdarowywanych. To okres, kiedy czujemy się szczególnie docenione: w domu, na uczelni, w pracy. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze sto lat temu było zupełnie inaczej – kobieta była przede wszystkim gospodynią domową, przykładną żoną swojego męża i bogobojną matką swoich dzieci. Tylko najbardziej zamożna miała możliwość prywatnej nauki, a najbardziej odważna i uparta – ukończenia dostępnych jedynie dla mężczyzn studiów wyższych. Pozostałe kształciły się w miejskich gimnazjach, seminariach nauczycielskich i szkołach zawodowych. Po ich ukończeniu najczęściej zostawały nauczycielkami, subiektami, modystkami i krawcowymi, a ich „kariera zawodowa” przemijała wraz z zamążpójściem.  A jak wyglądało życie kobiet na wsi?

Mój mąż, mój opiekun

W tradycyjnej społeczności wiejskiej to mąż był głową rodziny. Jeśli kobieta była panną lub wdową – rolę tę pełnił brat, kuzyn, a w ostateczności – najstarszy parobek w gospodarstwie. To oni podejmowali decyzje o wzniesieniu nowych budynków w zagrodzie, zakupie żywego inwentarza i ziarna na siew. Zajmowali się też odpowiednim podziałem dochodów. Do zadań gospodyni należała natomiast opieka nad dziećmi i szeroko pojętym gospodarstwem domowym. Zaliczało się do nich utrzymanie porządku w chacie, przygotowanie posiłków, karmienie zwierząt oraz prowadzenie ogródka warzywno-owocowego. Kobieta uczestniczyła także we wszystkich pracach polowych m. in.: grabieniu, sadzeniu, żniwach i sianokosach.

Gospodarz trzyma kiesę…

Jak już napisano, w rękach gospodarza znajdowały się wszystkie pieniądze. Wyjątek stanowiły drobne  dochody pozyskane przez kobietę ze sprzedaży nabiału. Handel ten jednak napotykał liczne trudności. Najwięcej pieniędzy przynosiła tzw. sprzedaż bezpośrednia, w której towar dostarczano prosto do nabywcy. Koszty ponoszono natomiast w związku z handlem na targach i jarmarkach. Zbyt wysokie opłaty manipulacyjne, konieczność postoju w karczmie oraz spryt Żydów, którzy powołując się na złą jakość produktu, celowo zaniżali jego wartość powodowały, że podróż do miasta była nieopłacalna. Mimo to kobiety chętnie wykorzystywały tę formę wymiany. Dlaczego? Targ dawał nie tylko zarobek, ale również był miejscem rozrywki i wymiany plotek i ploteczek o tzw. wielkim świecie. Za pozyskane fundusze kobiety kupowały korale, ozdobne zapaski lub rzeczy niezbędne w prowadzeniu gospodarstwa domowego. Odpowiednie zarządzanie własnymi finansami świadczyło o gospodarności kobiet.

Gospodyni przygotowuje posiłki i opiekuje się dziećmi

Głównym zadaniem pani domu było przygotowywanie posiłków. Ze względu na wyczerpującą pracę w polu, musiały być one wysokokaloryczne. Dlatego ich bazę najczęściej stanowiły kasza i ziemniaki, dodatkowo okraszane cebulą lub skwarkami ze słoniny. Z zup raczono się białym barszczem, a latem owocówką, z rzadka zabielaną śmietaną i podawaną z chlebem i serem. Mięso  (w zależności od zamożności) jedzono zaledwie kilka razy w roku, zazwyczaj na Wielkanoc. Przyrządzano z niego kiełbasy, schaby i szynki, które – wraz z innymi produktami żywieniowymi – przechowywano w komorze. Panujący w niej porządek był wyznacznikiem zaradności i przezorności gospodyni.  

Kobieta musiała być przede wszystkim dobra matką. Swoje dzieci chowała w zgodzie z obowiązującym na wsi kodeksem moralnym, którego podstawy stanowiły religia katolicka, posłuszeństwo wobec rodziców i szacunek dla starszych. Dziecko powinno być też pracowite, dokładne i pilne. Jego obowiązkiem była także pomoc w niektórych pracach gospodarskich i polowych. Jakiekolwiek wykroczenie przeciw zasadom i normom surowo karano.

Problem higieniczny

Podstawowym problemem kobiet był brak higieny. Działo się to mimo organizowania przez miejscowych księży, Kółka Rolnicze i Koła Gospodyń Wiejskich pogadanek uświadamiających. Niechęć do kąpieli (wierzono, ze robi dziury w skórze) i mycia włosów (uważano, że sprzyja to łysieniu) powodowały liczne choroby skórne i łojotok. Chorobom tym dodatkowo sprzyjało noszenie brudnych ubrań i… wiara w zabobony. Jeszcze u progu XX w. powszechnie wierzono chociażby, że łożysko matki jest doskonałym lekarstwem na ropień. Nadal znany był kołtun, którego nie obcinano z obawy przed śmiercią. Choroby kobiece leczono dziurawcem (zielem Matki Boskiej) lub krwawnikiem. Kobietom w połogu i niemowlętom leczniczo podawano wódkę.
Porządku nie trzymano także w innych gałęziach gospodarstwa domowego. Zdarzało się, że jedzono tłustymi łyżkami, a strawę podawano w zabrudzonych miskach. Powszechnie też nie myto krowich wymion i nie czyszczono kurzych jaj.

Czy kobiety mogły się uczyć?

XIX w. to czas, kiedy zaczęły powstawać pierwsze szkoły gospodarskie dla kobiet. Przygotowywały one do prowadzenia gospodarstwa domowego zgodnie z ówczesnymi zasadami ekonomii i rachunkowości. Uczyły podstawowych zasad czystości i higieny, a pracujący w nich nauczyciele przekazywali najważniejsze wiadomości z dziedziny nowoczesnego rolnictwa. Najpopularniejsza placówka w Galicji mieściła się w Albigowej. Odpowiednio przyuczone zasilały potem szeregi nauczycielek, które niosły „kaganek oświaty” mieszkankom wsi.

dr Izabela Wodzińska

Źródła:

Z. Wygodzina, Kobieta wiejska jako czynnik społeczny i gospodarczy, Lwów 1916.
I. Wodzińska, Działalność społeczno-kulturalna ks. Antoniego Tyczyńskiego w Albigowej (1886–1912), Rocznik Podkarpacki, nr 1, Rzeszów 2012, s. 93–105.
A. Zdanowska, Koła gospodyń wiejskich, Warszawa 1928.