ETNOnotatnik

O św. Marcinie, co za płaszcz niebo kupił

Na początku IV wieku w Panonii, rozległej prowincji rzymskiej położonej pomiędzy rzekami Sawą a Dunajem, urodził się chłopiec, któremu zgodnie z wolą ojca, nadano imię Marcin.

Bogaty i wpływowy trybun już od najmłodszych lat przygotowywał syna do służby wojskowej. W wieku 15 lat Marcin rzucał dzidą, posługiwał się tarczą i potrafił walczyć wręcz. Świetnie też jeździł konno i pływał. Jednocześnie, podobnie jak wszyscy chłopcy w jego wieku, uczył się wzorowego wypełniania obowiązków względem państwa i rodziny, poznawał podstawy prawa rzymskiego i historii. Chętnie wsłuchiwał się w legendy i podania o bohaterskich czynach swych przodków.

Nieochrzczony wyznawca

Miał 10 lat, gdy wraz z rodziną przeniósł się do Pawii, gdzie po raz pierwszy zetknął się z chrześcijanami. Zafascynowany prostotą ich życia oraz doktryną, która miłość bliźniego i ubóstwo stawiała ponad posiadane dobra, zdecydował się na wstąpienie do kręgu katechumenów. Spotkało się to z ostrym sprzeciwem ze strony ojca, który stanowczo odmówił Marcinowi zgody na przyjęcie chrztu. Kilka lat później do rodzinnej posiadłości nadeszły listy poborowe nakazujące szesnastolatkowi rozpoczęcie służby wojskowej. Chcąc nie chcąc, Marcin stawił się w wyznaczonym miejscu. Wkrótce zyskał sympatię żołnierzy i dowódców, odznaczał się bowiem nie tylko odwagą, ale także posłuszeństwem, cierpliwością i pokorą. Uczynny, życzliwy i pomocny, często dzielił się z potrzebującymi własną racją chleba, mięsa i wody. Jeszcze odrodzony ze chrztu nie będąc, dobremi uczynkami do chrztu się zalecał, w pracy innym pomagał, nędznym pomoc czynił, ubogie karmił, nagie odziewał, nic sobie z wysługi jeno żywność zostawiał, i już jakby Ewangelii słuchając, o jutrze nic nie myślał.

Sen

W 338 roku garnizon został przeniesiony do Galii i rozlokowany niedaleko Amiens. Tego roku zima była bardzo sroga i mroźna. Pewnego dnia, przy bramie do miasta, młody legionista napotkał półnagiego żebraka, który trząsł się z zimna. Marcin bezzwłocznie odciął kawałek swojego płaszcza i przykrył nim mężczyznę. Tej samej nocy we śnie ujrzał Jezusa w otoczeniu aniołów i z fragmentem szaty na ramionach, mówiącego do nich tymi słowami: Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen przyodział.

Chrześcijanin

Po tym wydarzeniu Marcin przyjął chrzest i jeszcze mocniej manifestował przywiązanie do chrześcijańskich wartości. Jako człowiek ochrzczony postanowił zrezygnować z dalszej służby wojskowej i oddać się pustelniczemu życiu. Najpierw jednak wziął udział w wyprawie przeciwko Germanom, którzy w tym czasie bezlitośnie łupili Galię. Odmówił jednak przyjęcia żołdu przed decydującą bitwą, prosząc w zamian o zwolnienie z dotychczasowych obowiązków. Wywołało to gniew dowódcy, który poskarżył się cesarzowi na niepokornego legionistę. Wezwany przed oblicze władcy Marcin powiedział: Jeśli mi bojaźń przeczytasz, a nie wiarę ku Bogu, oto ja jutro stanę pierwszy bez uzbrojenia do bitwy, a w imię Pana Jezusowego znakiem krzyża świętego nie tarczą opatrzony przez wojsko nieprzyjacielskie się przebiję. Na te słowa rozgniewany cesarz nakazał wtrącić go do lochu, w którym Marcin modlił się przez całą noc. Następnego dnia, ku zdziwieniu wszystkich, wódz Germanów poddał się bez walki. Po tym  wydarzeniu Marcin został uwolniony, opuścił armię i udał się do Panonii, gdzie nadal mieszkali jego rodzice.

Droga była jednak długa, a na samotnego jeźdźca czyhało wiele niebezpieczeństw. Pewnej nocy napadli go rozbójnicy, ograbili i zagrozili śmiercią. Marcin jednak nawrócił ich i ruszył dalej. Gdy dotarł do rodzinnego domu rozpoczął działalność kaznodziejską, głosząc Ewangelię wśród najbliższych, rodziny i sąsiadów. Wkrótce jego matka przyjęła chrzest, ojciec jednak opierał się temu aż do śmierci. W tym czasie Marcin zasłynął z niezwykłej dobroci i hojności, zwłaszcza dla osób szczególnie potrzebujących pomocy. Do posiadłości trybuna sprowadzał chorych i żebraków, których sam obmywał, karmił i przyodziewał. Niebawem wieść o jego wielkim sercu dotarła do najdalszych zakątków prowincji.

Pustelnik

Po śmierci rodziców Marcin udał się do Mediolanu. U wrót miasta ukazał mu się szatan w ludzkiej postaci, który zapytał o cel jego podróży. Przestrzegł przy tym Marcina: Gdzie się jeno obrócisz, wszędzie ci się diabeł sprzeciwiać będzie. Niezrażony tym mężczyzna odpowiedział: Pan moją pomocą, człowieka się bać nie będę. Rozłoszczony czart zapadł się pod ziemię, głośno wyklinając.

Mieszkańcy Mediolanu przyjęli Marcina niechętnie. Jako arianie odnosili się do jego działalności misyjnej wrogo i nieufnie, a wreszcie wypędzili go z miasta. Marcin udał się wtedy do Francji. W drodze żywił się korzonkami roślin, dzikimi owocami i ziołami. Zdarzyło się, że trafił na truciznę i ciężko zaniemógł. W trakcie choroby gorąco modlił się o uzdrowienie, które w cudowny sposób otrzymał. Niebawem dotarł do Poitiers, gdzie spotkał się z biskupem Hilarym, którego ujął skromnością do tego stopnia, że ten wydzielił mu pustelnię w niedalekim Ligugé. Marcin oddał się wówczas ascezie i pracy misyjnej wśród miejscowych katechumenów. Kiedy jeden z nich zachorował i zmarł tuż przed chrztem, święty gorzko nad nim płakał, a jego łzy i modlitwa wskrzesiły zmarłego. Człowiek [ten] powiadał, jako był w ciemne miejsce wiedziony od aniołów, z których drudzy do sędziego donieśli, iż ten był za  którego Marcin prosił i wrócić mu się kazano.

Biskup

Kiedy zmarł biskup Tours, kapłani i wierni, do których dotarła sława Marcina, zaproponowali mu sakrę biskupią. Ten jednak, przeciwny pomysłowi, ukrył się w komórce pełnej gęsi. Gdy wierni zbliżyli się do tego miejsca, ptaki głośno zagęgały. Marcin musiał wyjść z ukrycia i, chcąc nie chcąc, przyjąć proponowane wyróżnienie. Inna historia mówi o tym, że podstępnie wywabił go stamtąd mieszczanin, który prosił o wskrzeszenie swojej ukochanej żony.

Jako biskup często podróżował, spotykając się z wiernymi i nauczając ich. Jednocześnie ostro sprzeciwiał się pogańskim rytuałom, burzył świątynie i ścinał drzewa uznane za święte. Budził tym niechęć wśród innowierców, którzy planowali go zabić. W tym celu, pewnego dnia zaprowadzili go pod drzewo, które niebezpiecznie przechylało się pod swoim ciężarem i kazali mu pod nim stanąć. Jeśli cię nie zabije, wszyscy w Boga twego uwierzym. Wówczas Marcin uczynił znak krzyża, a drzewo padło i malo samych, co go zabić chcieli nie potłukło.

Marcin stawał zawsze w obronie niewinnych, okazywał miłosierdzie biednym i chorym. Był powszechnie szanowany, a wieść o cudach, jakie czynił rozchodziła się po całej Francji. Umarł w 397 r. w otoczeniu mnichów. Jego ciało spoczęło w Tours 11 listopada tego samego roku.

W tradycji

Św. Marcin jest patronem Francji. Przedstawia się go zwykle jako legionistę na białym koniu, z fragmentem płaszcza w ręku. Jego atrybutami są gęś, dzban, księga, koń, żebrak, pies lub szata rozcięta na pół. W Kościele katolickim uważa się go za opiekuna żebraków, żołnierzy, dzieci, krawców i kapeluszników.

W Polsce kult św. Marcina najsilniej rozwinął się w Wielkopolsce. Tam w dzień jego imienin – 11 listopada – pieczone są gęsi oraz rogale z makową masą zwane marcińskimi. Legenda głosi, że po raz pierwszy przygotował je piekarz Józef Melzer, który w ten sposób chciał pomóc ubogim mieszkańcom miasta. Ponoć w dzień poprzedzający odpust na św. Marcina bardzo gorąco się modlił i przyśnił mu się jeździec na białym koniu w czerwonym, legionowym płaszczu. Kiedy Melzer udawał się do swojej piekarni, zobaczył leżącą na śniegu podkowę. Uznał to za znak i wypiekł ciastka w kształcie rogala, które rozdał biednym.

Na wsi dzień św. Marcina oznaczał koniec prac w gospodarstwie, sprowadzenie bydła z pastwisk i zakończenie połowów. W tym dniu płacono też służbie za wykonaną dotąd pracę, a w bogatych gospodarstwach organizowano zabawy i wróżby. Pilnie obserwowano pogodę. Wychodzono bowiem z założenia, że gdy Marcinowa gęś po wodzie, Boże Narodzenie po lodzie, jeśli na Marcina sucho, to gody z pluchą, jaki Marcin, taka zima.

Izabela Wodzińska

Bibliografia:

P. Skarga, Żywoty świętych, Wiedeń 1859, s. 383-387

H. Fros SJ, F. Sowa, Księga imion i świętych, t. 6, Kraków 2007, s. 506