imprezy

Źródła kultury ludowej Puszczy Sandomierskiej - Galeria

Galeria

Źródła kultury ludowej Puszczy Sandomierskiej - O projekcie

Bardzo szybki postęp cywilizacyjny niesie ze sobą szereg zagrożeń w odniesieniu do tradycyjnej kultury. Szczególnie podatną materią na wszelkie zmiany jest folklor i sztuka ludowa. Jest zatem konieczne, by dokonać jak najszybszej rejestracji wszelkich przejawów tradycyjnego folkloru, sztuki i ogólnie ludowej kultury, których pozostałości zachowały się jeszcze na terenie Rzeszowiaków. Niezbędne jest także zarejestrowanie współczesnych trendów, które w nim się pojawiają, gdyż dopiero kompletna rejestracja wszelkich przejawów folkloru pozwoli na uzyskanie jego klarownego współczesnego obrazu, a także pozwoli prześledzić dynamikę i kierunki zmian w nim zachodzących.

Jest to odpowiedź na coraz większe zapotrzebowanie na dokumentowanie i szerokie udostępnianie tego typu materiałów coraz większemu kręgowi zainteresowanych.  Głównym założeniem zadania jest opublikowanie i popularyzacja wyników kilkuletnich badań terenowych nad zachowanymi przejawami tradycyjnej kultury oraz jej współczesnymi przemianami, prowadzonych na terenie dawnej Puszczy Sandomierskiej, zamieszkałej przez ludność grupy etnograficznej Lasowiaków. W tym celu planuje się objęcie badaniami ostatniego, nie przebadanego skrawka Puszczy w okolicach Mielca, opracowanie pozyskanych materiałów i ich archiwizację oraz opublikowanie wyników badań w publikacji książkowej a także w Internecie. Planuje się także szereg działań promocyjnych. Niniejsze zadanie jest uwieńczeniem kilkuletniego cyklu badań, wspieranych także przez MKiDN, mających na celu zapełnienie jednej z już nielicznych białych plam na mapie opisanych i rozpoznanych regionów etnograficznych. Jest to swoista kontynuacja wielkiego dzieła Oskara Kolberga.

  1. zorganizowanie i przeprowadzenie badań terenowych, opracowanie pozyskanych materiałów oraz ich archiwizację,
  2. wydanie publikacji w formie wydawnictwa książkowego, zawierającą możliwie najszerszy i przedstawiony w atrakcyjnej formie opis kultury ludowej Puszczy Sandomierskiej,
  3. udostępnienie wybranych materiałów w Internecie,
  4. zorganizowanie spotkania promocyjnego.

Ad. 1

Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej już od 2008 roku organizowało systematyczne badania terenowe na poszczególnych fragmentach obszaru Puszczy, a pozyskane materiały zostały opracowane i zarchiwizowane (167 jednostek archiwalnych). Są one dostępne dla wszystkich zainteresowanych. Dla uzyskania całości obrazu niezbędne jest przeprowadzenie badań terenowych, obejmujących ostatni, nie przebadany fragment Puszczy Sandomierskiej okolice Mielca.

Spodziewane, pozyskane materiały źródłowe mogą mieć istotne znaczenie dla dopełnienia wiedzy o Lasowiakach. Jest to obszar pozostający w bezpośrednim sąsiedztwie z terenami zajmowanymi przez Krakowiaków Wschodnich i pozyskane informacje być może umożliwią uzyskanie odpowiedzi na wiele wątpliwości, związanych z przebiegiem granic między tymi regionami etnograficznymi oraz określenia tzw. strefy wpływów obu grup. Planuje się, że w trakcie badań, przeprowadzonych w trakcie zorganizowanego obozu naukowego, zostaną zarejestrowane wszelkie przejawy tradycyjnej kultury, występujące na wskazanym obszarze, zarówno materialnej (rzemiosło, budownictwo, architektura sakralna, sztuka ludowa) jak i niematerialnej (obrzędowość doroczna i rodzinna, zwyczaje gospodarskie, pieśni i melodie ludowe, folklor taneczny). Planuje się pozyskanie źródeł fonicznych (nagrania wywiadów, pieśni i melodii ludowych), zapisów tekstowych (opracowania wywiadów, transkrypcje tekstów i melodii pieśni i utworów instrumentalnych a także transkrypcji gwarowych) oraz audiowizualnych w postaci filmów dokumentacyjnych, z zarejestrowanymi pokazami pracy rzemieślników czy gry muzykantów ludowych. Całość pozyskanych materiałów zostanie zadiustowana przez ekspertów, uznawanych powszechnie za autorytety w poszczególnych dziedzinach (etnografii, etnomuzykologii, folkloru, językoznawstwa oraz architektury i sztuki) i zarchiwizowana.

Ad. 2

Pozyskane materiały staną się podstawą do dokonania kompleksowego opisu kultury ludowej w Puszczy Sandomierskiej i opublikowane w planowanym wydawnictwie książkowym. Przewiduje się wykorzystanie do tego zamierzenia materiałów pozyskanych w trakcie poprzednich badań terenowych (5 edycji), co zapewni pokazanie całości zagadnień. Planuje się zaproszenie do współpracy wybitnych znawców kultury ludowej opisywanego terenu, co będzie gwarantowało wysoki poziom planowanego wydawnictwa.

Ad. 3

Planuje się utworzenie specjalnej zakładki na stronie internetowej MKL, w której zostaną zamieszczone wybrane materiały źródłowe, inwentarz archiwalny oraz indeksy zawartości archiwum MKL, odnoszące się do materiałów pozyskanych z badań terenowych, prowadzonych na terenie Puszczy Sandomierskiej.

Ad. 4

Przewidywane jest zorganizowanie spotkania promocyjnego. Wezmą w nim udział uczestnicy projektu, przedstawiciele instytucji zajmujących się kulturą ludową w południowo wschodniej Polsce, przedstawiciele lokalnych władz, media, regionaliści oraz wszyscy zainteresowani kulturą ludową terenów dawnej Puszczy Sandomierskiej. Będzie ono miało na celu zapoznanie wszystkich uczestników z wynikami przeprowadzonych badań oraz promocję planowanego wydawnictwa książkowego. Przewidywany termin spotkania – 19 grudnia 2014 roku. W trakcie jego przebiegu planuje się wystąpienia organizatorów projektu, uczestników realizujących jego założenia, prezentację najciekawszych materiałów filmowych, fonicznych i wizualnych oraz krótkie wystąpienia autorów poszczególnych artykułów, zamieszczonych w zaplanowanej publikacji. Przewiduje się organizację poczęstunku. Spotkanie odbędzie się w Parku Etnograficznym MKL w Kolbuszowej (ul. Wolska).

Planowane zadanie umożliwi szerokie zapoznanie wszystkich zainteresowanych kulturą ludową Puszczy Sandomierskiej, jednego z nielicznych, słabo opracowanych naukowo regionów etnograficznych. Pozwoli to także na jej popularyzację. Planowana publikacja stanie się dziełem, stanowiącym kompendium wiedzy o terenie Puszczy, która do dzisiaj nie doczekała się takiego opracowania, a jak mało który region na niego zasługuje.

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - Publikacja

Z wielką radością informujemy, że wraz z Towarzystwem Wydawniczym "Historia Iagellonica" właśnie wydaliśmy „Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie”!

To bardzo ważna publikacja podsumowująca kilkuletnie badania nad tradycyjną kulturą oraz jej współczesnymi przejawami, a w szczególności bogatymi tradycjami związanymi z Godnimi Świętami i kolędowaniem na terenach Lasowiaków i Rzeszowiaków – obszarach statutowego działania Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.

Jesteśmy przekonani, że wraz z Towarzystwem Wydawniczym "Historia Iagellonica" udało nam się stworzyć swoiste kompendium wiedzy o tradycjach bożonarodzeniowych i kolędniczych na Rzeszowszczyźnie.

Jest ono dostępne on-line.

Miłej lektury!!

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - Archiwum

Materiały z badań

Pieśni i Melodie

Filmy

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - Fragmenty filmów

Zespół kolędniczy w domu Państwa Emilii i Jana Adamczyków w Mazurach

 

Zespół kolędniczy z Łazor w Gminnym Ośrodku Kultury w Harasiukach

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - Transkrypcje wywiadów

Halina Koczwara, ur. 1954 r. ur. Jastkowice

Zbigniew Koczwara, ur. 1954 r. ur. Pysznica

zam. Jastkowice, a także od 3 lat w Kochanach.

  Respondenci pochodzą z Jastkowic i Pysznicy – miejscowości w bezpośrednim sąsiedztwie Stalowej Woli. Mają dom w Jastkowicach ale wybudowali też dom w Kochanach, niegdyś wsi, obecnie osadzie, która w czasie II wojny światowej została spacyfikowana przez hitlerowców, w zemście za pomoc partyzantom, której udzielili im jej mieszkańcy. Mieszkańcy zostali wymordowani, domy spalone. Nieliczni mieszkańcy, którzy w chwili pacyfikacji byli poza wsią, przeżyli, zbudowali tu nowe domy, ale młodzi ludzie nie chcieli tu mieszkać. Obecnie jest to osada, w której mieszkają Informatorzy, starsza pani, która całe życie spędziła w Kochanach oraz artysta – plastyk. Państwo Koczwarowie dla upamiętnienia tych wydarzeń sami wybudowali w bezpośredniej bliskości Kochan symboliczny cmentarz, obok ołtarz i kapliczkę z rzeźbą Piety, postawili też kamień z pamiątkową płytą.

 Jasełka

Państwo Koczwarowie organizują od 5 lat widowisko – Jasełka

Historia jasełek w Kochanach: ZK: Pomysł tkwił w nas od 30 lat. Myśleliśmy: trzeba zrobić kolędę z Herodem, straż przy Grobie Pańskim na Wielkanoc, ale jakoś nie mogliśmy się dogadać z ówczesnym proboszczem, który nie był chętny na takie coś, nie wiem, takie były czasy chyba. Zresztą myśmy byli bardzo zajęci, prowadziliśmy kilka dużych firm. Teraz, jak już interesy przejęły dzieci, troche mamy więcej czasu, żeby sie poświęcić właśnie takim pasjom, hobby życiowemu. Odtworzyliśmy straż przy Grobie Pańskim i przyszedł czas, że mogliśmy odtworzyć jasełka. Tym bardziej, ze mieszkamy w takiej okolicy, że warunki przyrodnicze, klimatyczne i krajobrazowe sprzyjają temu. To sie nazywa „Jasełka”, ale powinno sie nazywać może „Małe Betlejem”, może jakoś inaczej, bo „Jasełka” to sie kojarzą że jest mały żłóbek w kościele, czy w przedszkolu, czy w szkole. Może dojrzeje do tego sytuacja, ze zmienimy nazwę ale zobaczymy. Teraz będzie już piąta edycja, teraz, już w grudniu.

Pan Zbigniew pamięta, że takie widowiska były organizowane w tej okolicy już od dawna. Jego bracia (miał dwóch braci) niegdyś chodzili po kolędzie, byli też członkami Straży Grobowej.

 Początki działalności: Mniej więcej 5-6 lat temu państwo Koczwarowie zaczęli realizować próbę odtworzenia kolędowania oraz straży grobowej. Zaczęli od zapewnienia właściwych kostiumów dla obu tych grup: Wszystko było szyte na miarę, nowe, na zamówienie. To nie są rzeczy oryginalne, bo te są nie do zdobycia. Mamy np. mundury wojskowe, szyte według wzoru z 1921 roku, wiernie odwzorowane. Do tego są szable, czapki, buty. To było szyte przez krawców koło Rzeszowa. Namówiliśmy ludzi do tego działania, założyliśmy stowarzyszenie. Działa w nim około 80 osób. I od początku, jak tylko go założyliśmy, nikt ze stowarzyszenia nie odszedł. A nawet sie ludzie dopytują, czy będzie jakiś nabór, bo chętnie by się poudzielali. Ale najważniejsze jest to, że do tej grupy jasełkowej należy około 30 dzieci i młodzieży w wieku 8-18 lat. Dzisiaj młodzież jest ciężko wyciągnąć od tych komputerów, bajerów, smartfonów. A tu przychodzą bardzo chętnie. I już teraz, od połowy listopada się dopytują kiedy będą próby jasełek, bo już chcą przychodzić i już chcą grać. To jest coś niesamowitego. Przychodzi też kilka rodzin, których wszyscy członkowie są zaangażowani w jasełka. Matka, ojciec, córki, synowie, wszyscy. Od nas też przychodzą: my, dzieci i wnuczki. Przychodzą ci, co mogą i chcą. Jest rodzinna atmosfera. Przez 5 lat nie było kłótni, sporów, nawet głosu nikt nie podniósł. To naprawdę jest niesamowite. I to obojętne, czym się zajmują. Mamy w grupie kierowników, inżynierów, dyrektora banku, co najmniej 5-6 przedsiębiorców, którzy mają swoje firmy, pracowników, no i młodzież. A wszyscy na próbach traktują się jak rodzina.

Państwo Koczwarowie finansują działanie i organizowanie jasełek, ale też i straży grobowej: (ZK) Prowadziliśmy różne firmy i z tych zarobionych, zaoszczędzonych i odłożonych środków finansujemy te przedsięwzięcia. To pochłania nawet nie setki tysięcy złotych, tylko dużo więcej, ale tak sobie postanowiliśmy i tak robimy. Chcemy, żeby koło Jastkowic pamiętano o swoich tradycjach.

 Scenariusz: Jest to scenariusz napisany przez państwa Koczwarów: HK: Ja z mężem i Anią Partyką przygotowaliśmy wcześniej tekst, a później zaprosiliśmy naszego księdza proboszcza – Węglarza, żeby ocenił go od strony religijnej. Napisaliśmy go sami, ale oglądaliśmy sporo filmów religijnych, czytaliśmy Biblię i z tego korzystaliśmy.

Został przygotowany w sierpniu, w roku pierwszego wystawienia jasełek: Już wtedy zaczęliśmy czytać, oglądać programy, myśleć na tym gdzie umieścić przedstawienie i jak to zrobić. Jak był już gotowy i zaczęły się próby to wtedy pewne niedociągnięcia poprawiliśmy.

 Przygotowanie miejsca przedstawienia: Na własnym terenie, położonym w Kochanach, przygotowali odpowiednią oprawę do wystawiania jasełek: wybudowali specjalne miejsca, w których odgrywane są poszczególne sceny, zgodnie ze scenariuszem widowiska, zaopatrzyli w sprzęty, zbudowali miejsce dla widowni na ok. 300 osób, zapewnili oświetlenie i sprzęt nagłaśniający. Założyli też własną kapelę. Poza tym dla oddania realiów czasów i miejsc, w których rozgrywały się wydarzenia opisane w Biblii przygotowali specjalne bramy z olbrzymich drzew, niegdyś rosnących w dawnej Puszczy Sandomierskiej [niedaleko Kochanów zachował się skrawek dawnych puszczańskich ostępów, którym państwo Koczwarowie opiekują się z wielkim oddaniem], a także założyli własne mini-zoo, gdzie mają własne wielbłądy, osły, kangury i inne zwierzęta [dla których zbudowano specjalne cieplarnie, wybiegi, oczka wodne itd. Są bardzo zadbane. Żyje tam ok. 60 zwierząt i blisko 400 ptaków].

HK: Żeby jasełka były realistyczne trzeba było pobudować specjalne komnaty – miejsca, gdzie odbywają się poszczególne sceny. To komnata Maryi, Heroda, stajenka, warsztat Józefa, synagoga, gospoda, no i widownia na 300 osób. To wszystko jest tutaj, w Kochanach, na naszym placu, na wolnym powietrzu. To myśmy wymyślili jak to ma wyglądać. Jak w nocy nie można spać, to się myśli o różnych rzeczach, jak coś zaprojektować, jak zrobić.

ZK: To wszystko robiliśmy sami, nie chcieliśmy angażować i zniechęcać ludzi, że niby od pierwszego momentu od razu do roboty. Nie chodzi o to. Myśmy poświęcili swój czas, mieliśmy dwóch czy trzech ludzi, którzy z nami to pobudowali. Ludzie, którzy biorą udział w jasełkach przyszli praktycznie na gotowe. Najważniejsze jest teraz, żeby tych ludzi utrzymać przy tym wszystkim. Póki co, 5 lat to trawa, ludzie są cały czas chętni, nawet sie rozrasta.

HK: Komu zaproponowaliśmy jakąś rolę – praktycznie nikt nie odmówił.

ZK: Nie ma co tu ukrywać: ważne są środki finansowe. Ci ludzie, którzy biorą w tym udział nie angażują się finansowo, tylko czasowo. Nikt nam nie pomaga: ani ministerstwo, ani marszałek, nikt. Pisaliśmy gdzie się dało, bo nam się wydawało, ze te instytucje powinny chociaż trochę pomóc finansowo przy takiej skali działalności. Do dziś nie dostaliśmy ani jednej złotówki. Ale my się nie załamujemy. Nie potrafimy się przypodobać, żeby ktoś nas wspomógł. No to działamy sami, nie zniechęcamy się.

 Stroje: Zostały uszyte specjalnie na przedstawienia jasełkowe. Państwo Koczwarowie dołożyli starań, żeby były uszyte z dobrych materiałów, żeby mogły służyć przez kilka sezonów. Stroje są wymieniane tylko wówczas, gdy któryś się zniszczy lub gdy dziecko z niego wyrośnie, albo w razie potrzeby.

Starali się, żeby były dobrane kolorystycznie do odgrywanej postaci: Musi tak być, bo przecież Maryi, która ma urodzić Dzieciątko nie można ubrać na brązowo albo na czerwono, bo w przekazach biblijnych jest inaczej. I w różnych książkach, rysunkach, opisach, w programach telewizyjnych, filmach wszędzie Maryja jest ubrana na niebiesko i biało, Józef – w brązach i czerniach, postacie żydów – w czerni i troszkę bieli jest potrzebne, Elżbieta – fiolety, Anna – czerń.

 Akcesoria: Wiele postaci z jasełek ma swoje specjalne akcesoria. Diabeł ma widły, Śmierć – kosę, Żyd – laskę, Józef – pastorał czy kij, Elżbieta – piękny kosz z owocami czy pieczywem. Są to przedmioty przygotowane tylko na jasełka. HK: A Maryja ma specjalną torbę z napisem „Izrael”. Jak byliśmy w Ziemi Świętej, 20 lat temu, to kupiłam ją, jeszcze wtedy nie myśląc o jasełkach. A teraz przydała się!

 Zwierzęta: Państwo Koczwarowie mają w swoim prywatnym mini-zoo różne zwierzęta, które są głównie potrzebne do inscenizacji jasełkowych. ZK: Mamy 3 wielbłądy, na których jeżdżą Trzej Królowie, osły, bo Maryja jedzie na ośle, mamy też kuce, alpaki, owce, konie, te zwierzęta, które biorą udział w jasełkach. Od ubiegłego roku przyjeżdżają też zwiedzający. Nam nie zależy na rozgłosie, nie afiszujemy się, żeby znów zbyt wielu ludzi tu nie przyjeżdżało, bo szkoda zwierząt, ale chcemy, żeby było wiadomo, że one tu są. Przekazaliśmy wszystko Stowarzyszeniu, to ono już zawiaduje tym zoo, ale trochę się tym zajmujemy cały czas. Chętnie widzimy tu przedszkola, szkoły specjalne, bo dla dzieci to jest frajda. Trochę tak selekcjonujemy gości.

 Muzyka: Jasełkom towarzyszy muzyka, grana „na żywo”. Pan Koczwara gra na akordeonie, są jeszcze dwaj inni akordeoniści, a także dwóch klarnecistów – mistrzów instrumentu, ze szkoły muzycznej ze Stalowej Woli. Oni są jedynymi uczestnikami jasełek, którzy nie pochodzą z Jastkowic. Grają muzykę żydowską, taką, która wpada w ucho, klimatyczną. Oni sami dobierają melodie, które grają. A pozostałe piosenki, kolędy czy pastorałki – decydujemy wspólnie, co mamy śpiewać czy grać. Wykonywane są przeważnie kolędy, trochę pastorałki: Nawet jedną sam ułożyłem. Do tego jest specjalna też melodia: [czyta pani Halina, śpiew obiecują podczas jasełek]

Bóg nam zsyła dzisiaj Syna.

Oto Jezus i Maryja

idą razem do stajenki

Tam, narodzi się dziś wielki-

mały Jezus.

Wszelka światłość bije zewsząd,

wszystkie stworzenia się cieszą,

raduje się naród cały,

bo się rodzi dla swej chwały

Jezus mały.

My też gramy w jasełkach, jesteśmy gospodarzami tego miejsca, przebrani za zubożałą szlachtę. Ubrani jesteśmy „na złoto”, na bogato. Bo mówi się: z dziada pan. To i my jesteśmy trochę takie państwo z dziadów, nie?

Śpiew towarzyszy całości przedstawienia. Państwo Koczwarowie są świadomi, że wykonują to zwykli mieszkańcy, niewyszkoleni śpiewacy, ale to jest ten urok. Prawdziwi aktorzy, wyszkoleni śpiewacy za występy biorą wysokie gaże. Nie sztuka jest za pieniądze się czegoś wyuczyć i odtworzyć. Sztuką jest zrobić coś za darmo tak, żeby się ludzie wczuwali. Nawet, jeśli jest nieodpowiednia dykcja, coś się zafałszuje – ale to jest naturalne. My chcemy normalne życie pokazać, przez normalnych ludzi.

 Próby: Jak zaczynaliśmy jasełka to próby były na wakacjach, od lipca. A teraz, po kilku latach, wszyscy znają swoje role, bo aktorzy zostają w jasełkach od początku, to próby zaczynamy na początku grudnia.

 Aranżacja: Jasełka są w całości nagłośnione i specjalnie oświetlone. Tym zajmują się akustycy i oświetleniowcy. Ponadto przez całe jasełka sześć piekarek piecze placki – podpłomyki. A później publiczność jest częstowana tymi plackami, każdy dostaje takiego podpłomyczka.

 Odbiór jasełek: Na spektakle jasełkowe organizowane w Kochanach przyjeżdżają ludzie z całej Polski: Jak przyjedzie ktoś raz, przyjeżdża i w następnym roku. Są i z Wrocławia, Szczecina, Białegostoku, Częstochowy, Łodzi, Poznania, Lublina, no i z Podkarpacia: Przemyśl, Rzeszów, Leżajsk, z wszystkich większych miast. Z najbliższej okolicy też bardzo dużo przyjeżdża. Ci z Wrocławia, znajomi, robili dla nas korony, w pierwszym roku przyjechali we dwójkę, tak prawie pod przymusem. Jak zobaczyli, w następnym roku przyjechała ich czwórka, później osiem osób a w tym roku powiedzieli, ze wynajmują busa. Śmialiśmy się, ze jak będzie takie tempo, to w 2040 roku będą tu tylko ludzie z Wrocławia.

Jasełka w Kochanach są prezentowane od 28 grudnia do 26 stycznia, we wszystkie soboty i niedziele, dwukrotnie w ciągu wieczoru. Żeby usprawnić ruch widzów i nie dopuścić do niepotrzebnego natłoku ludzi (czasem zdarzało się i kilkadziesiąt osób nadprogramowych, którzy mieli miejsca stojące) wprowadzili od tego roku zapisy i bilety na poszczególne spektakle. Są to rodzaje cegiełek, po 15 zł (do tego roku były to wolne datki), aczkolwiek zebrane pieniądze nie są przeznaczone na organizowane spektakle – finansowanie zapewniają państwo Koczwarowie. Zebraną kwotę przeznaczyli na cele charytatywne: zapomogi dla biednych uczniów, osób starszych, chorych itp.

ZK: Niektórzy mówią: o, Koczwara płaci aktorom, to ludzie do niego przychodzą. To jest nieprawda! Nikt do tej pory nie wziął ani złotówki za swoją pracę i czas. Przychodzą, bo chcą się udzielać. Działamy bezpłatnie.

HK: Jedyne co, to na każda próbę przygotowujemy jakiś poczęstunek: zupę, kanapki czy coś innego. No bo przecież goście przychodzą, trudzą się, to trzeba ich jakoś poczęstować. A wszystkim, którzy chcą zobaczyć jasełka doradzamy, żeby się ciepło ubrać, wziąć do termosu herbatę, bo jest zimno i ciemno, a wszystko jest na świeżym powietrzu.

ZK: Bywały przypadki, że przychodziły panie w szpilkach i po 15 minutach musiały iść do auta, żeby się rozgrzać. Myślały, ze to w zamkniętym pomieszczeniu jest. Lepiej od razu powiedzieć ludziom, jak to wygląda.

Obecnie przyjeżdża na te jasełka coraz więcej grup zorganizowanych: od kilkunastu nawet do stu osób: To jest fajne, bo to jest integracja ludzi, którzy przyjeżdżają. Czasem pytają: czy będzie coś nowego. Ale jak może być, jeśli to jest przekaz biblijny? No, może się Jezus nie narodzić i co wtedy? Mimo wszystko staramy się, żeby w każdym roku była jakaś nowa scenka. Dwa lata temu dodaliśmy scenkę w raju, a w tym roku jak się Bóg objawia Mojżeszowi, z płonącym krzewem. Są też sceny z pastuszkami, żeby te dzieci się trochę rozbrykały, nie były tak poważne.

HK: W latach 70., jak ja chodziłam do średniej szkoły, do Niska, to ksiądz Jadam też prowadził jasełka. To były lata, w których trudno było o jasełka, ze względów politycznych. Ksiądz przyjechał kiedyś na nasze jasełka i pomyślałam sobie, ze moglibyśmy dołączyć ten raj, taki, jak były w tamtym przedstawieniu. I scenariusz mamy od niego, bardzo się cieszył, że zostało to dołączone.

 Jest jeszcze ciekawostka. Parę razy nam się tak zdarzyło, że naj stajenką formował sie krzyż, jakby z mgły. To było niesamowite. Nam samym ciary przeszły po plecach, a widzowie uważali to za coś nadzwyczajnego, że to jakby cud. Ale nie: dopiero po jakimś czasie stwierdziliśmy, że to oświetlenie z różnych stron tak się formuje, chociaż wrażenie robi niesamowite.

 Na zakończenie jasełek pokazywana jest także kolęda z Herodem – tradycyjna, taka, jak kilkadziesiąt lat temu jeszcze chodziła w Jastkowicach.

 Kolęda z Herodem

W Jastkowicach niegdyś chodziła kolęda z Herodem.

 Scenariusz: Ambicją pana Koczwary było jej odtworzenie, jak to wyglądało niegdyś, bo on sam wiele pamiętał i pytał też kilku starszych mieszkańców Jastkowic: To jest kropka w kropkę tak, jak było. Ale mieliśmy to w głowie. Zresztą ja sam kiedyś chodziłem po kolędzie jako żołnierz i grałem na akordeonie. Pytałem też kolegów, którzy też ze mną chodzili po kolędzie. Dzisiaj, z tej grupy, co chodziła po kolędzie zostało nas trzech. Korzystałem też z zapisków, które starsi ludzie mi udostępnili.

 Nazwa: w Jastkowicach zawsze używano określenia „kolęda z Herodem”, nie znano nazwy „herody”. Mówiło się: idzie kolęda z Herodem. Tylko ją uważano za kolędę, aczkolwiek i inne jej formy występowały.

 Stroje: Stroje zostały odtworzone, według wspomnień pana Koczwary a także dzięki podpowiedziom starszych osób z Jastkowic: Było też kilka zdjęć, które widziałem. I tak zostały odtworzone te stroje. To zostaje w głowie! Ja brałem udział w Herodach już w końcu lat 60. [XX wieku] i prawie wszystko pamiętałem. Pamiętam jak wyglądały czapki, pasy, szable, mundur, to wszystko nic się nie zmieniło.

Stroje kolędników były ręcznie przygotowywane przez nich samych: Sami wszystko robiliśmy, z różnych materiałów. Krój, kolorystyka strojów – mamy dziś takie same jak niegdyś, tylko może materiały się zmieniły. Kiedyś były mniej trwałe, teraz są mocniejsze.

 Organizowanie prób: Jak się szło na 1 listopada na cmentarz, na Wszystkich Świętych, to koło niego się spotykaliśmy i tam zapadały decyzje kto chodzi po kolędzie i jak wysoka będzie składka, potrzebna na „złoto” – dawniej tak nazywano folię aluminiową. Tak robiliśmy w latach 60. W tamtych czasach to byli sami kawalerowie, mężczyźni, żonaci nie uczestniczyli w kolędzie. Teraz, gdy organizujemy kolędę z Herodem to jest inaczej, występują i żonaci, ale kiedyś tego nie było.

Próby były organizowane w domach kolędników, na zmianę.

 Dobór postaci: Jak się zna ludzi i ich charaktery, to łatwo przydzielić komuś rolę. To się wiedziało samo z siebie, nie trzeba było żadnych specjalnych wyborów. Największy problem był z postacią Żyda. To trudna rola. I kto ją gra? Człowiek, który obecnie jest przewodniczącym Rady Gminy w Pysznicy. Pięknie gra! Śmierć, Diabeł i Żyd – to postacie, które wymagają czegoś specjalnego. I tacy są ci, którzy to grają. W Śmiercią jest kierownik z banku. I pasuje! Ja jestem Żołnierzem i gram na akordeonie, syn też jest Żołnierzem, a wnuczek – synem Heroda. Do kolędy potrzebne było 13 osób.

 [przebieg kolędy z Herodem – osobna ścieżka dźwiękowa]

 Zakończenie kolędy, życzenia, śpiew pannom: (55:50) ZK Na zakończenie kolędy z Herodem Śmierć zakłada na kark Herodowi kosę, ścina, a później Śmierć z Diabłem się szamoczą, przekomarzają się, a w tym czasie Żyd wkracza do akcji, zabiera berło Herodowi, zwala go z krzesła i sam na niego siada i mówi do Diabła: „Ty bez skórek, bez serduszek, a ja Herodowi bero i koronę zawieruszę”. Siada wtedy na tronie i to jest koniec kolędy. Ale później jeszcze, w domu, gdzie były panienki, dziewczyny – na jasełkach jest widownia – usadzamy na krzesłach, w domu na ławie, kolędnicy zbierają się w krąg, Marszałek składa życzenia, później gramy, i śpiewamy, i tańczymy z tymi dziewczynami.

Jest to piosenka, którą w Jastkowicach kolędnicy śpiewali dziewczynom „od zawsze”: To taka nasza lokalna piosenka, nigdzie jej nie słyszałem, tylko tutaj ją śpiewamy:

 (ZK śpiewa tylko jedną zwrotkę, jest ich cztery)

Spadła sobie wisieneczka /: z sadu do jeziora, :/

/: czemu żeś mi moja Andziu smutna, nie wesoła? :/

 Czasem śpiewanych jest kilka piosenek, nawet Stoi grusza w polu jest wtedy wykonywana dla dziewczyn. Ale przeważnie śpiewane są dwie: Już mi do Jastkowic ścieżka wypadła oraz Spadła sobie wisieneczka – ta piosenka jest najstarsza. Jak myśmy chodzili po kolędzie to właściwie tylko ją żeśmy śpiewali, czasem tylko tę drugą. Dopiero później inne piosenki się pojawiły.

Dziewczyny sadzane są ma środku izby lub pokoju, tam, gdzie odbywała się kolęda. Wszyscy kolędnicy stają wokół niej, Żołnierze wyciągali szable i trzymali nad głowami podczas śpiewu piosenki. Na koniec Marszałek uderzał w szable. Ten dźwięk, to był klimat!

Czasami dziewczyna odwdzięczała się za kolędę: Oprócz tego, co rodzice wręczyli, ona sama częstowała ciastem, od siebie, albo dawała datek pieniężny, niezależnie od rodziców. A gospodarze swoją drogą, też obdarowywali i częstowali. Dostawaliśmy alkohol, poczęstunek, co kto miał i pieniądze. Czasem gospodarz sam wybierał, komu chce dać pieniądze, upatrzył sobie i już. Ale zwykle zbierał Żyd i tak jest do dzisiaj

Gdy dziewczyna była nieśmiała i nie chciała tańczyć, wówczas śpiewali tylko tę piosenkę dla niej i kończyli kolędę. Ale jeśli była ochota się bawić – śpiewali wspólnie kilka piosenek i tańczyli wtedy z panną parę kawałków. I tak jest do dzisiaj.

Nie składano specjalnych życzeń gospodarzom. Życzenia były w ostatniej piosence:

Wiwat, wiwat, już idziemy,

za kolędę dziękujemy.

Ten gospodarz niech zdrów będzie,

co nas przyjął po kolędzie,

wiwat, wiwat!

Czasami też jakieś Wesołych świąt albo Szczęśliwego Nowego Roku, i tyle.

 Zebrane datki: Jak było tych datków tyle, że można nimi było pogospodarzyć, wówczas część kolędnicy dzielili między siebie, nieraz trochę dawali na potrzeby kościoła. A część od razu przeznaczano na materiały na przyszły rok, żeby był już zaczątek. A trzeba było kupić tektury, folie, włosy anielskie

 Kolęda z szopką

Jako mały chłopak pan Koczwara chodził po kolędzie z szopką: Dzieci z nią chodziły. To była taka przenośna szopka. Sami ją robiliśmy. Chodziliśmy w trzech, czterech, był Żyd i Diabeł. Wchodziliśmy z tą szopką do domu i śpiewaliśmy kolędy – przeważnie takie, jak w kościele, ale i pastorałki się zdarzały – i składaliśmy życzenia. Zawsze coś ludzie dawali za tę kolędę: przeważnie jakieś pieniądze, a oprócz tego ludzie jeszcze częstowali, jak to w święta: jakieś ciasto, cukierki, jabłka –  jak ktoś miał sad.

 Termin kolędowania, kolęda dziewczyn

W Jastkowicach i w okolicach kolędowano zwyczajowo od dnia św. Szczepana do Nowego Roku. HK: Właściwie to w sylwestra się kończyło kolędować. I wtedy kolędowały dziewczyny. ZK: Dziewczyny – panienki chodziły też kolędować i w wigilię, przed pójściem na pasterkę. One śpiewały kolędy i składały życzenia.

W sylwestra chodziła też kolęda „z Nowym Rokiem”. To była często kolęda mieszana, ale były tez grupy tylko chłopaków i tylko dziewczyn. W takiej grupie chodził mały chłopak – Nowy Roczek, z nim 2-3 osoby i tak chodzili po domach i śpiewali.

 Koniec kolędowania tradycyjnego

W latach 70. XX wieku zaprzestano organizowania takich kolęd: Ja nie wiem czego. Ludzie przestali sie angażować. Może kryzys na nich tak wpłynął, może stopa życiowa im się podniosła? Nie wiem, w każdym razie od tego czasu nic się nie działo. Przez 20 lat nie było ani kolędy, ani straży grobowej. Jakiś czas stali przy grobie strażacy ze straży pożarnej, ale to nie było to!

Według pana Koczwary Kolęda i kolędowanie najdłużej zachowało się w Jastkowicach. We wszystkich pobliskich miejscowościach już tego nie ma. Tam kolęda nie istnieje. I chyba nie istniała, tak mi się wydaje. Bo cokolwiek by się zachowało. Wszędzie chodziły dziewczyny po wigilii, ale kolęda z Herodem – nie. Jak się pokazała np. w Rzeczycy kolęda, to wszyscy wiedzieli, że to kolęda z Jastkowic. Czasem nawet się zdarzało,, że zorganizowały się u nas 2 kolędy z Herodem i one ze sobą konkurowały. Ale w Jastkowicach.

Chodziło się codziennie, od Szczepana do Nowego Roku, od rana do wieczora, żeby odwiedzić jak najwięcej domów i miejscowości. To było wyrzeczenie kolędników. Moja pierwsza praca była w Nimecie, w Nisku. Pracowałem 3 miesiące i przyszedł czas kolędy. Nie miałem jeszcze urlopu, nie wiedziałem co robić. Opuścić kolędę? Nawet o tym nie pomyślałem. Nie poszedłem do pracy, przez tydzień kolędowaliśmy. Miałem świadomość, że mogą mnie wyrzucić z pracy, ale kolęda była najważniejsza. 2 stycznia przyszedłem do pracy, wezwał mnie do siebie dyrektor i zapytał dlaczego mnie nie było. Powiedziałem, że nie będę kłamał i że w Jastkowicach jest tradycja chodzenia po kolędzie, a ja chodzę w niej od lat. Nie mogłem zawieźć ani kolędników, ani ludzi, którzy na kolędę czekali. Ja jeszcze w dodatku grałem na akordeonie i nie miał kto mnie zastąpić. Dyrektor mi to darował, kazał wracać do pracy. Byłem w szoku! W tych czasach! Człowiek na poziomie. Widział, że nie kręcę, mówię prawdę, a chyba te zwyczaje znał i rozumiał.

 Dawniej to wszystko było jakieś bardziej szczere. Ludzie to przeżywali. Jak się kolęde odstawiało u kogoś w domu to ludzie to przeżywali. Obecnie też chodzimy z kolędą, też i po domach. Ale od trzech lat też chodzimy po firmach i instytucjach. Przychodzimy na przerwie, ludzie się zbierają i pół godziny my im przedstawiamy naszą kolędę. Jeździmy też do szkół, świetlic, tam, gdzie nas zaproszą – przychodzimy. Ludzie reagują różnie, przeważnie bardzo pozytywnie. A jak idziemy do domu, to owszem, ludzie wpuszczą, ale nie ma takich emocji jak kiedyś, 50 lat temu. Te czasy już nie wrócą. I coraz mniej ludzi chce przyjąć kolędników, bo dzisiaj – wiadomo: dywany, parkiety, a tu nagle przychodzi 13 chłopa, w buciorach i co? Zmieniać później parkiet po jednej kolędzie? Ale i tak wiele wpuszcza. 


Zofia Szewc, ur. 1927 r. w Łazorach, zam. Łazory

Informatorka całe życie spędziła w Łazorach, niezbyt dużo podróżowała. Jest obdarzona fenomenalną pamięcią, ma bardzo bogaty zasób pieśniowy i dużą wiedzę o tradycyjnym życiu wsi.

Adwent

W czasie adwentu wszyscy uczyli się kolęd: Ja z koleżankami zbierałyśmy sie w którymś domu i uczyłyśmy sie. I to takich długich! Potem sie śpiewało w domu, albo po kolędzie sie chodziło.

Wigilia

Mężczyzna (tata, mąż) szedł do stodoły i przynosił stamtąd do izby słomę, trochę siana na stolik pod biały obrus i snopek żyta – króla, którego stawiano w kącie przy piecu. Przynosiło się też ziela święconego w Matki Boskiej Zielnej i wtykano w niego wraz z 3 główkami czosnku. Słomę rozkładano na środku izby i na niej spano w nocy z wigilii na Boże Narodzenie i w Boże Narodzenie na niej się siedziało.

Na sianku (było pod obrusem) kładziono bułke chleba, pod nią opłatek bydlęcy, taki kolorowy. Pod stół stawiano dzieżkę-chlebówke, maśniczke: taka tradycja była, zawsze na wigilie pod stołem. Na chlebówce kładło sie pokrojony chleb na tyle kawałków ile było koni i krów w gospodarstwie. Te słome i sianko przynosił tata jak już było ciemno. Jak wnosił to mówił: Pochwalony. A później szczęścia zdrowia sie życzyło.

Na pośnik jadło się kapustę z grzybami, kartofle, groch, kasza jaglana, sypka kasza gryczana i kompot z suszu. Nie było potraw z ryb. U bogatszych gotowały kucie – pszenica z makiem [kutia]. To w Soli, u moich ciotek ze strony mamy tak było. Tam bogatsze mieszkały, lepsze ziemie były i pszenica sie udawała. Jak jedli te kucie to dziadek brał na łyżke i o powałe rzucał, żeby duża pszenica rosła.

Po kolacji dorośli śpiewali kolędy a młodzież sobie wróżyła. Dziewczyny przynosiły drewno i liczyły pary, czy się wydadzą za mąż w tym roku, wychodziły nasłuchiwać skąd szczeka pies, bo z tej strony będzie chłopiec.

Chodzili do siebie po pośniku, odwiedzali się i zbierali na pasterkę: chodziło sie do Soli do kościoła, dopiero w 80 latach wybudowali kościół.

św. Szczepan

W kolęde trza było rano wstać, bo była taka tradycja, że chodziły małe chłopaki po połaźniku. Trzeba było posprzątać, żeby te połaźniki nie lazły na słome. Trzeba było bardzo sie zwijać. Zbierać słome i wynosić. I to sianko na stole z opłatkiem. Brało sie go z chlebem pokrajanym, co na chlebówce leżał i zanosiło sie stworzeniu. To była taka kolęda dla stworzenia. Gospodarz szedł z wiekiem dzieżki do stajni i częstował zwierzęta. Sianko tyż sie ciskało po garści stworzeniu. Powrósło ze słomy rzucano kurom, żeby się niosły w kurniku.

Koniecznie trzeba było bardzo dokładnie zamieść izbę, żeby nie zostało ani odrobinę słomy, bo mogło zagnieździć się robactwo. Następnie gospodarz, jak najwcześniej rano, przynosił wody, na środku izby stawiano ławkę, cebrzyk, nalewało się do niego wody i każdy kolejno się mył. Do wody wrzucano pieniądze.

Po połaźniku

Od rana zaczynali chodzić chłopcy po połaźniku. To była kolęda chłopców. Wchodzili,  mówili: Pochwalony!, życzyli szczęścia i zdrowia. Dawało sie im ten połaźnik, to znaczy pieniądze. I mówili: Za połaźnik dziękujemy, szczęścia, zdrowia wam życzymy.

I wychodzili. Przeważnie chodzili po dwóch, nie przebierali się.

Kolęda

Po południu chodzili kolędnicy i śpiewali kolędy. To byli też mali chłopcy, tacy sami jak ci, co chodzili rano. Śpiewali kolędy takie jak w kościele.
To była chłopsko kolęda. Chłopaki łapały dziewczyny i im śpiewały kolędy.

Kolęda z Herodem

To była najgodniejsza kolęda. W niej uczestniczyli młodzi mężczyźni. Oni chodzili od Szczepana aż do Trzech Króli, po południu i wieczorem. Czasem nawet i dłużej chodzili, bez styczeń, bo chodzili i do innych wsi. Chodzili do domów tam, gdzie ich zapraszano. Nie każden przyjmował te kolęde, bo jak był biedny, to nie miał jak zapłacić. Wtedy schodziły sie do jednego domu i sie składały. A każdy chciał popatrzyć. Chodzili z muzykantem.

Herody chodzili gównie tam, gdzie były panny. Śpiewali dziewczynom, ale informatorka nie bardzo to pamięta. Gdy była młoda wybuchła wojna, była sierotą i prędko poszła na służbę do Biłgoraja. Pamięta tylko refren:

2 cz. 22:50
Dziewczyno – duszko,
dam ci jabłuszko czerwone, czerwone,
zrodziło drzewko zielone.

Nowy Rok

Przed Nowym Rokiem kolędowały dziewczyny. Chodziłyśmy popod uokna, we dwie, nie przebierałyśmy sie, i pytałyśmy czy można kolędować. Jak powiedzieli, że można, tośmy śpiewały kolędy, cośmy sie uczyły w adwencie. Do domu sie nie wchodziło. Wynosili gospodarze pare groszy albo kubek ziarna. To tak do 12 lat miały te dziewczynki. A już starsze, 14-15 latki to już i chłopakom śpiewały kolędy.

Jeszcze przed nami chodziły zamężne kobiety, śpiewały też takie kolędy pod oknem i takie, co sie śpiewa w kościele. Pamiętam, jak sie słuchało ich śpiewu!

Trzech Króli

Kiedyś było tu dużo prawosławnych: troche Polaki, troche Ruskie. Niedaleko była taka wieś Suszka, tam tylko 3 rodziny były polskie. U prawosławnych wtedy jest święto, tośmy wtedy tam chodziły na kolęde. Śpiewałyśmy te nasze kolędy. Przyjmowały nas, bardzo chętnie, bo tam więcyj po polsku mówiły jak po rusku. Ja znam urywki prawosławnych kolęd, siostra mojego taty była prawosławna. Czasem tam chodziłam. To bidota była, glina, wujek na piecu spał a my – dzieci z ciotką na łóżku w poprzek.

45:13

Nowa radist stała, jak nie bywała
zwizda jasna nad wertepom światłość rozsyjała. [dalej nie pamięta]
Inna:
Boh predwiecznyj narodiłsa,
przyszoł biez [niezr.] lud swój zdies.
ji utieszyłsia. 

11:37 – kolęda dla chłopców, którą śpiewano w Łazorach
Świećże mi, księżycu, różkiem do ogrodu,
bo tędy pojedzie nasz pan Jasio młody.
Pojedzie, pojedzie, na gałązke padnie,
a z tej gałązeczki listeczek upadnie.
Nie lećże mi listku, nie lećże zielony,
idźże sobie szukać, Jasiu, ładnej żony.
Chodzić by tu, chodzić, szukać by tu, szukać,
trza pójść do sąsiada, w okienko zapukać.
Wyszła jego Kasia, rączke mu podała.
Witaj, Jasiu młody, dawnom cie widziała.

13:09 – tej kolędy to i w kantyczkach nie ma. Mama mojej koleżanki miała tako książeczke do nabożeństwa i w tej książeczce była ta kolęda. To ona nas nauczyła.
Jezus – Dziecie w Betlejemie, gdy sie zrodziło,
aby na świat na grzesznika z nieba zstąpiło.
Wzięło na sie ludzką postać,
aby mogło z ludźmi zostać,
dla jich zbawienia.

Leżał w żłobie Bóg prawdziwy w podłej stajence,
między bydłem bezrozumnym rozciągał ręce.
Chciał nas do sie mile przyjąć,
by sie za grzech w piersi bijąc
słuchać go będziem.

Do Maryji i Józefa przyśli pasterze,
ofiarujo podarunki, modlo sie szczerze.
Oni pierwsi przywitali
to Dzieciątko, bo poznali,
że było Bogiem

Pamiętajże mój człowiecze, ze sie sam zgubisz,
gdy tej rady nie pojmujesz – chytry świat lubisz.
/: Kto tej rady nie pojmuje, pewnie tego pożałuje
przez cało wieczność. :/

15:38
Stała nam sie nowina miła,
Panna Maryja Syna powiła.
Powiła z wielkim weselem,
będzie naszym Zbawicielem, Zbawicielem.

Król Herod sie zafrasował,
dziatki wszystkie wyciąć kazał.
Maryja sie dowiedziała,
z swym Syneczkiem uciekała, uciekała.

Napotkała chłopka w polu orzący,
swojo pszeniczke z ręki siejący.
Siejże, chłopku, w jimie moje,
będziesz zbierał jutro swoje, jutro swoje.

Nie powiadaj, chłopku, że ja tędy szła,
Pana Jezusa na ręku niosła.
Żydowie sie dowiedzieli,
za Maryjo pobieżeli, pobieżeli.

Napotkali chłopka w polu już żnący,
swojo pszeniczke w snopy wiążący.
Powiedzże nam chłopku miły,
czyś nie widział tu Maryji, ach, Maryji?

Widziołem ją, ale łonij,
już Maryji nie dogoni.
Jeszcze sie pszeniczka siała,
jak Maryja uuciekała, tu bieżała

I Żydzi stanęli gdyby trzcina,
bo jich moc Boska bardzo zaćmiła.
Maryja sie dowiedziała,
w ciemnym lasku nocowała, nocowała.

Z lodu ognia wykrzesała,
Pana Jezusa ogrzewała,
w pieluszki Go powijała
ji do siebie przytulała, przytulała.

Och. lulajże mocny Boże,
Twój majestat ściele łoże.
Och. lulajże mocny Boże,
Twój majestat ściele łoże, ściele łoże.

Pastuszkowie, bracia mili,
gdzieście po ten czas chodzili?
Po podlesiu, po dolinie,
stanęli w gęstej krzewinie
paść, owieczki, paść owieczki.

A gdy północ nastąpiła,
jasność z nieba uderzyła.
Pastuszkowie zaś drzemali
i na gwałt sie pozrywali:
co sie dzieje, co sie dzieje?

Cicho, bracia! Co sie dzieje?
Jasiek płacze, Grzech sie śmieje
Kuba wyskoczył na bude,
i strącił Walkowi dude
aż na ziemie, aż na ziemie.

Bartek, co wlazł na bróg siana
zrozumiał, że widok z rana.
Jak skoczył od samej strzechy,
narobił wszystkim uciechy,
sobie płaczu, sobie płaczu.

O, jakże mnie głowa boli,
chociaż leciałem powoli.
Rozumiałem, że mam skrzydła,
a ja jeszcze tu u bydła
z pastuszkami, z pastuszkami.

Cicho, bracie! Nic tu na cie,
jeszcze bróg nie leci na cie.
Jeśliś chory – leczże noge,
bo dziś wychodzimy w droge
do Betlejem, do Betlejem.

Trzeba wziąć gruszek z kobielo,
bo dwa posty przed niedzielą,
osełke masła młodego,
ji dzbanek mleka słodkiego
na te droge, na te droge.

Kukiełke i dwoje sera,
nie będzie to na nas siła!
Więcej nom Pan Jezus daje,
gdy sie dla nas człekiem staje,
Bóg prawdziwy, Bóg prawdziwy.

Pójdźmy teraz w imie Pańskie,
uotworzo nam wrota rajskie.
Przez narodzenie Jezusa,
będzie w niebie nasza dusza
królowała, królowała.

2:45
Jezu – śliczny kwiecie zjawiony na świecie:
a czemu sie w zimie rodzisz,
ciężki mróz na sie przywodzisz,
nie na ciepłym lecie?

Jezu niepojęty, czemu nie z panięty?
Nie w pałacuś jest zrodzony,
w lichej szopie narodzony
i między bydlęty.

Niewinny Baranku drżysz na gołym sianku.
Czem nie w złotej kolibeczce,
nie na miękkiej poduszecce?
Niewinny Baranku!

Śliczna jak lilija panienka Maryja,
cała piękna jako róża,
nie szuka pańskiego łoża –
w żłobeczku powija.

Osiołeczek z wołem stoją przed nim społem.
Zagrzewają swego Pana,
uupadają na kolana,
nisko biją czołem.

Anioł najprzód budzi z nieba prostych ludzi:
Pastuszkowie, prędzej wstajcie,
Boga w ciele powitajcie,
co sie dla was trudzi!


Pastuszkowie mali prędko sie zebrali.
To z muzyko, to z pieśniami,
to z różnymi ofiarami
Bogu cześć dawali.

5:01
Wiwat, wiwat zaśpiewajmy,
chwałe Panu Bogu dajmy.
Jedni na graniu, drudzy śpiewaniu
Pana wychwalajmy!

Przywitajmy maleńkiego,
z Panny czystej zrodzonego.
Promy dla siebie o miejsce w niebie,
jak Stwórcy swego.

Nisko przed nim uupadajmy,
honor Boga wyświadczajmy.
Gościa nowego – Pana małego
mile pozdrawiajmy.

Pan to jes świata wszelkiego,
godzien tryumfu wielkiego.
Godzien i chwały, choć w ciele mały
od ludu wszelkiego.

A tak z tej wielkiej radości
winszujemy jegomości:
roku nowego, zdrowia czerstwego,
wszelkiej pomyślności.

Niech jegomość wesół będzie
przy teraźniejszej kolędzie.
Nam na śpiewaniu, także na graniu
bynajmniej nie zbędzie.

Napić sie z nas każdy może,
jeżeli je co w gąsiorze.
Będziem śpiewać: hoc i przez całą noc:
chwała Tobie, Boże!

Wiwat, wiwat każdy powie,
gdy będziem pić pańskie zdrowie.
Jak wypijemy – podziękujemy,
potem spać pójdziemy.

7:36
Mesyjasz przyszedł na świat prawdziwy
ji prorok zacny z wielkimi dziwy,
który przez swoje znaki
dał wodzie winne smaki
w Kanie Galilejskiej.

Wesele zacne bardzo sprawiono,
Pana Jezusa na nie proszono
ji zwolenników jego,
by strzegli Pana swego,
w Kanie Galilejskiej.

Z wielkim dostatkiem potrawy noszą,
Pana Jezusa aby jadł proszą.
Wszystkiego dosyć mają,
tylko wina czekają
w Kanie Galilejskiej.

Matuchna Jego, gdy to ujrzała,
oblubieńcowi dogodzić chciała.
Prosiła swego Syna,
by uczyni z wody wina
w Kanie Galilejskiej.

Pan Jezus chcąc tym uszlachcić gody,
kazał nanosić dostatkiem wody.
Hej, gody, gody, gody,
wnet bedzie wino z wody
w Kanie Galilejskiej!

Wnet prawdziwego Boga poznali,
gdy zamiast wody wino czerpali.
Hej, wino, wino, wino,
lepsze niż przedtem było
w Kanie Galilejskiej!

Przez narodzenie Twojego Syna,
każ nam nalewać, Panienko, wina.
Hej, wina, wina, wina,
uu tak dobrego Pana
w Królestwie Niebieskim.

10:15
W dzień Bożego Narodzenia weseli ludzie –
błogo im będzie!
Chwałe Bogu wyśpiewujo,
wesoło wszędzie.

Anioł pasterzom zwiastował, że się narodził,
nas uweselił.
Król Herod sie zafrasował –
dziatki pobić dał.

Bili, siekli, mordowali srodzy katowie,
właśni ojcowie.
Krzyczą dziatki, płaczą matki
bardzo rzewliwie.

Od piersi jich wydzierali i rozcinali
rycerze mali.
Z matkami sie pożegnali –
żal to niemały.

Tam krwawe łzy wylewały płaczliwe matki,
kiedy ich dziatki
leżą niby barankowie
lub w polu snopki.

O, Herodzie okrutniku, wielka nowina,
że tego Syna
w Betlejemie nie zabito.
Co za przyczyna?

Chciałeś trafić na Chrystusa – Syna Bożego,
ale go z tego
nie wykorzenisz królestwa,
bo niebo – Jego.

12:24
Najświętsza Panienka gdy porodzić miała,
/: Józefa staruszka uo pokój pytała. :/

Józefie staruszku, opiekunie drogi,
/: a gdzie będzie dla mnie pokojik ubogi? :/


Ten Józef staruszek poszedł do gospody,
/: starał sie oraz wziął dzbanuszek na wode. :/

Lecz ani gospody ani wody dano,
/: i jeszcze skrzyczano, i jeszcze złajano. :/

Nie pukajże, stary, mam tu ludzi dosyć,
/: na próżno mnie będziesz o gospode prosić. :/

Bo ja sam w gospodzie nie mam miejsca swego,
/: u ludu takiego, u ludu takiego. :/

Wtem Józef staruszek zważywszy te mowe
/: skłonił tylko na dół swoją siwą głowe. :/

Frasunku je dosyć, ratunku potrzeba.
Skądże? Tylko z nieba! Skądże? Tylko z nieba!

Wtem jeden mieszczanin będąc żalem zdjęty,
/: bojąc sie, by nie był na wieki przeklęty. :/

Ukazuje droge staruszkowi temu,
zafrasowanemu, zafrasowanemu.

Tam to był ów pokój i ów nocleg święty,
ze dwoma bydlęty, ze dwoma bydlęty.

16:01
O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, gdzie się Chrystus narodził?
W Betlejem, w Betlejem.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, kto Jezusa powijał?
Maryja, Maryja.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, kto Jezusa kołysał?
Ja Józef, ja Józef.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, kto Jezusowi śpiewał?
Anieli, Anieli.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, kto Mu pokłon oddawał?
Pasterze, pasterze.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, kto Jezusa odwiedził?
Królowie, królowie.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
Powiedzże nam, czemu Jezus ubogi?
Bo drogi, bo drogi.
Chwała Tobie Jezu Chryste,
za Twe narodzenie czyste w Betlejem.

O Józefie!
Czego chcecie?
O to ciebie z nabożeństwem prosimy.
A o co? A o co?
/: Aby wraz z osobo Twojo,
był nam Jezus z Matko swojo przy śmierci. :/

Informatorka pamięta, ze chodzili kolędnicy z gwiazdą (do koła miała przyczepione 5-6 czubów z papieru, ze świeczką w środku), pod okno: świecili tą gwiazdą i śpiewali kolędy. W Łazorach nie było zwyczaju chodzenia z turoniem, ale wie, że w okolicy to się zdarzało.

Współcześnie
Teraz to dziewczyny chodzą, nie rozróżniają. W tym roku przyszła dziewczyna i tylko grała, nie śpiewała kolęd. Ale cały czas chodzą po kolędzie. i po połaźniku też.


Paweł Gorczyca, ur. w 1997 r., ur. i zam. Stalowa Wola

Informator przez kilka lat chodził z kolędą w Stalowej Woli i w Rozwadowie. Ze względu na jednorodną treść wywiadu zdecydowano o wykonaniu jego transkrypcji.
Tematyka: kolędowanie w mieście, pochód Trzech Króli

JD: Czy spotkałeś się kiedyś z kolędowaniem?
PG: Tak, spotkałem się z kolędowaniem i sam kolędowałem, nawet w tamtym roku, mając 20 lat sam kolędowałem.
JD: Tak rok w rok ci się zdarzało?
PG: Oj nie... Tak wyrywkowo: pomiędzy 5 klasą a 2 gimnazjum chodziło się tak po blokach, a w tamtym roku to tak okazjonalnie, jeden dzień tylko, nie tutaj w Stalowej, tylko w Kasinie Wielkiej obok Zakopanego, wyjazdowo.
JD: Skąd ci się wzięło to kolędowanie?
PG: Często znajomi i rodzeństwo chodzili, tak w geście dzielenia się dobrą nowiną, że się Jezus narodził. Często też z harcerzami chodziłem. Tam też przygotowywaliśmy kolęde.
JD: Jak kolędowałeś nieharcersko?
PG: Kolędowałem z kolegą z bloku. Bartek gra na akordeonie, ja byłem osobą, która śpiewa i robi za maskotke, bo byłem poubierany, bo mój brat występował różnych inscenizacjach i miałem dzięki temu różne ubiory z XVIII w.: czapkę ze zwierzęcia, koszule starsze, takie buty. Ubieraliśmy to na siebie, żeby to wyglądało staropolsko. Bartek chodził z akordeonem i chodziliśmy po blokach razem.
JD: W jakim czasie to się chodziło?
PG: Myśmy wigilię zawsze spędzali z rodziną, bo wiadomo: dużo nas, to ciężko odstąpić od rodziny. A w Boże Narodzenie i Szczepana, w te dwa dni kolędowaliśmy. Później rzadziej, bo nawet już ludzie nie chcieli nam otwierać, ale właśnie Boże Narodzenie i Szczepana było najbardziej optymalnym, najlepszym czasem na kolęde.
JD: Jak przygotowywaliście tę kolędę?
PG: Siadaliśmy jeden dzień przed. Mówiłem Bartkowi zawsze, żeby grał co najlepiej umie zaakompaniować. Mieliśmy taki repertuar kilku kolęd [Kościelnych?] Tak, takich co się w kościele śpiewa, np. "Lulajże Jezuniu..", "Przybieżeli do Betlejem…": najpopularniejsze kolędy, takie, co się też na wigilię śpiewa. I chodziło się, i do każdego mieszkania pukaliśmy i śpiewaliśmy, co nam wyszło: jak ktoś miał radosny humor, to coś szybszego, jak nie – to coś wolniejszego. [Czyli tak stosownie.] Tak.
JD: A ile czasu trwało to przedstawienie?
PG: Jak się chodzi po blokach, jak my tu mamy bloki 10-piętrowe, to kolędowanie trwa znacznie krócej, niż po zwykłych domach. W blokach jest taka tendencja, że w 75% przypadków jedna piosenka i nam dziękowano. Chyba, że trafiliśmy w Boże Narodzenie na spotkanie rodzinne, to nas zapraszali do mieszkania. Oni siedzieli przy stole, a my dawaliśmy mały koncert. Rodzina wtedy z nami śpiewała i było radośnie dosyć.
JD: Czy składaliście życzenia gospodarzom?
PG: Mieliśmy taka formułke, ale już nie pamiętam, musiałbym poszukać jakieś zapiski stare, ale to było cos "Na szczęście, na zdrowie…"
JD: Czy was jakoś obdarowywano?
PG: Mam trzy przykłady: jeden – to jak chodziliśmy po blokach, drugi – jak chodziłem z harcerzami, a trzeci – jak chodziłem po domostwach z większą ilością osób. Po blokach, to darowali cukierki [Nie dawali wam pieniędzy?] W blokach nie, ale byliśmy na takim osiedlu za klasztorem w Stalowej Woli, to jak widzieli, że idą fajnie poprzebierani harcerze: jedni w mundurach, inni przebrani, to nam zawsze dorzucali jakieś ciasta, żebyśmy się podzielili. [a pieniążki wam dawali?] Tak, też nam dawali i to szło na cele drużyny. W blokach ludzie nie mieli zwyczaju dawać pieniążków. Zauważyłem tendencję spadkową: z roku na rok coraz mniej ludzi otwierało drzwi, albo nam nie otwierano, albo dziękowano. Jak się przychodziło do swojego bloku, to wiadomo: sąsiedzi znają. Ale w obcych, z roku na rok coraz mniej.
JD: Inaczej rzecz wygląda na obrzeżach Stalowej Woli?
PG: Tak, zauważyłem że jak ludzie widzieli, że przychodziliśmy do domu grupką – sympatyczniej nas ludzie przyjmowali, otwierali, słuchali jak śpiewamy mimo, że zimno, mimo, że śnieg spadał, to przyjemniej było.
JD: A jak z harcerzami kolędowaliście, to jak to wyglądało?
PG: Wiadomo: harcerze – uzdolnieni muzycznie, bo na obozach i zbiórkach się śpiewało, to znaliśmy kilka kolęd. Jak ktoś miał jakiś strój, jakiegoś wilka, to się przebierał, a jak ktoś nie miał stroju – to w mundur był ubrany. Mieliśmy gwiazde, z którą chodziliśmy. Mieliśmy jakąś gitare, bębenki, nawet raz się harmonijka trafiła, więc bardzo pozytywnie na nas ludzie patrzyli.
JD: I tak było cały czas?
PG: Ja tak chodziłem od 5 klasy podstawówki do 2. gimnazjum, później już nie, bo z tego wyrosłem. Później młodsi chodzili, w podstawówce – wiadomo: dorobić chcieli, zarobić na kieszonkowe.
JD: Jak ktoś jak wam jakieś pieniążki ofiarowywał to dzieliliście między siebie?
PG: Tak, na pół dzieliliśmy, żeby było sprawiedliwie, a jak z harcerzami, to wiadomo, zbieraliśmy na jakiś obóz.
JD: Jak przestałeś kolędować, cały czas kolędnicy inni chodzili?
PG: Co roku przynajmniej jedni do nas przychodzą, nie ma jakichś wielkich tłumów, ale przynajmniej ta jedna ekipa zapuka do drzwi. [Mama Pawła:] Parę lat temu bardzo dużo kolędników chodziło po bloku, a już pare lat obserwuję, że jest ich coraz mniej. Ostatnio mąż mówił, że tutaj kolędnicy na dole przyszli, szybę wybili i tacy kolędnicy.
JD: Czy zauważyłeś jakąś niechęć dzieci czy młodzieży do tego, żeby chodzić po kolędzie?
PG: Myślę, że tak, jest taka niechęć bo kiedyś się chciało, zawsze sie coś zarobiło, teraz nie wiem czy rodzina ich tak obdarowuje, że po prostu im się nie chce, albo po prostu im sie nie chce, lenistwo. Ja z tego wyrosłem a u tych młodszych, nie wiem, może rodzice ich nie chcą puszczać. Na wsi to pewnie inaczej wygląda. Ja mówie jak to w mieście, bo jak sie pojedzie na wieś, to wydaje mi się, że tam się nic nie zmieniło. Przykład Jastkowic: tam jest inne podejście, bardziej tradycyjnie i oni dalej chodzą, zbierają się w 10 osób, a w mieście coraz bardziej zanika kolędowanie.
JD: Czy ty uczestniczyłeś kiedyś w pochodzie Trzech Króli i czy jest organizowany w Stalowej Woli?
PG: Jest organizowany taki pochód i myślę, że jest całkiem hucznie obchodzony. Ja byłem na nim rok, dwa i trzy lata temu. Jest to taki organizowany duży marsz, nie jakiś mały, tylko nawet władze miasta idą w nim i jest robiony z rozmachem. W tamtym roku był z Opatrzności Bożej [jeden z kościołów w Stalowej Woli] do klasztoru przez całe pół miasta przechodził taki pochód i bardzo dużo ludzi brało w nim udział dzieci, dorosłych i starszych.
Czy twoim zdaniem to zastępuje kolędowanie w mieście?
Tak, myślę, że to może być takie zastąpienie. Wiadomo, że to jest taka forma świętowania. Nie chodzi sie po mieszkaniach, ale tworzy sie taka atmosfera, bo z przodu idzie pochód tych trzech króli, zawsze wszyscy przebrani, pomalowani, każdy koronę dostaje, że można na głowę założyć, że się utożsamia z tym marszem. Śpiewa się kolędy, dlatego myślę, że jest to taka forma kolędowania.
Czy coś z tych lat kolędowania utkwiło ci w pamięci?
Jednego razu mieliśmy bardzo słabe wyniki. Poszliśmy do jednego bloku, gdzie jest 50 mieszkań, to dwie osoby nas przyjęły, nikt nam nie otwierał. A później poszliśmy do jednej klatki, gdzie nagle nas zaczęli przyjmować. Jak weszliśmy do jednej rodziny, to siedzieliśmy tam chyba 25 minut. Cała rodzina śpiewała, dzieci biegały, robili sobie z nami zdjęcia, tak prawie jak gwiazdy byliśmy. Później poszliśmy do mieszkania naprzeciwko i to była taka super sytuacja.


Tadeusz Kiszka, wieloletni prezes OSP w Urzejowicach, ur. 1944 r. zam. w Urzejowicach

Informator przebierał się za turka noworocznego. Zaczynał chodzić jako turek zanim rozpoczął naukę w szkole podstawowej, w grupie małych turków, które chodziły po wsi po południu w Nowy Rok. Chodził co roku, jak miał 32 lata – zakończył chodzenie.

Turki w Urzejowicach były jedynie na Nowy Rok.

Starsze turki, „turkowie” chodziły od rana, od nocy, jeszcze ciemno było, chodziły do dwunastej godziny w południe w Nowy Rok, bo tak kończyła się suma w kościele. A później po południu chodziła dzieciarnia „turki”, żeby nie oberwać pytą albo czymś od tych starszych, musieli chodzić po nich, po południu. Dzieciarnia chodziła do wieczora. Wtedy już ci starsi nie chodzili, chyba że ktoś pobłądził albo zatrzymał się u kogoś dłużej. Chodziło się ulicami i odwiedzało się domy, znajomych, rodzinę. Wchodziło się do domów, gdzie była gościna.  

Dzieci – nie miały szytej maski, tylko brały maminą pończochę, zakładało się na twarz, mama pomalowała usta, oczy, brwi. Jak się ściągło, to wszystko było odbite na twarzy.

Stroje turków przygotowywano w noc Sylwestra – był na to czas do rana. Szło się na podziękowanie starego roku, na mszę do kościoła, w Sylwestra. Po kościele do domu się szło, przebrać się w trochę w gorszego rodzaju ubranie i szło się do kogoś, w uzgodnione miejsce. Tam była maszyna do szycia, słoma, przynosiło się słomę do kuchni. Ktoś szył na maszynie – maski - przeważnie matka albo siostra tego kolegi, do którego się przyszło. Maska musiała być dłuższa, sięgająca po ramiona, żeby twarz szczelnie zakrywała, szyję, żeby nie było nic widać.  Inf. miał maskę też z elementami kożuszka, ze starej podpinki uszytą. Maska mogła być też płócienna. Języka nie było w tej masce. Oczy były obszywane, nos był, i usta obszywane, albo czerwonym  albo białym materiałem, tak żeby podkreślić oczy, usta, itp. A kawalerowie pletli z długiej słomy żytniej wymłóconej warkocze, tzw. kuce. Z kucy robiło się kapelusze, oplatało się drutem. Robiło się z kucy owijki na nogi, pas z 3-4 rzędów warkoczy i przez ramiona – takie jakby szelki. Brało się cepy albo robiło się pytę. Całą noc pletło się kuce, kapelusze, szyło maski, rano się wychodziło. To była taka tradycja. Nie zawsze się to robiło, bo maski, kuce, pyty zostawały z roku na rok. Komu brakowało, to sobie dopletł.  Na końcu owijek dowiązywało się sznurek, żeby się to trzymało. „Co to symbolizowało, to trudno powiedzieć, to była taka tradycja, przejmowało się od starszych braci, od ojców.”

Jako odzienie, na wierzch, turek zakładał stary kożuch odwrócony lewą stroną albo stary płaszcz odwrócony podszewką do góry. Musiał być odwrócony sierścią owczą, żeby była na wierzchu ta sierść. Inf. chodził w bieliźnie w białych kalesonach, białej koszuli z długimi rękawami, kuce przystrajały tę bieliznę.

Pyta: kawałek kołka na pół metra i sznur albo powróz konopny o długości 3-5 m i na końcu trzepaczkę – można było zakręcić tą pytą i strzelać jak z bicza. Trzepaczka była dowiązana do powroza, spleciona, zrobiona ze sznurka konopnego na końcówce roztrzepana. Z pyty trzeba było umieć strzelać.

Cepami młóciło się przed kimś, o ziemię, biło się cepami, tak jak się obija zboże, czasami komuś lekko po bucie, jak się chciało komuś nadepnąć na nogę. Tymi cepami zakręcało się jak przy młóceniu zboża.

Zdaniem inf. tradycja wzięła się stąd – z napaści Turków i Tatarów na Polskę. Taka legenda szła. Na znak tej napaści na Polsce ta tradycja powstała, że symbolicznie się o tym przypomina, że kiedyś coś takiego było. Turki wyglądali podobnie, ich ubiór miał budzić grozę: opaski ze słomy, wysoki kapelusz, maska, z dużym nochalem. Jak pokazują historyczne filmy, to Turcy mają kożuchy z sierścią. Zadaniem turka było nie tylko pokazać się, ale jak który miał sympatię, podobała mu się jakaś dziewczyna, to turek brał ją pod rękę, podprowadzał pod bramę kościelną i puszczał ją, żeby jakiś inny turek jej nie zagadał. Czasami lubili lekko pomalować buźkę dziewczyny, np. sadzą. Przed pójściem do kościoła, troszeczkę jej pociągnął po twarzy, żeby jej lekko zrobić na złość, ale to nie było mściwe.

Znajomi się sprzęgali: Idziesz? – Idę! i szli razem, do znajomych domów wstępowali, gdzie czekała na nich gościna, ok. 4-5 rano. Wpuszczali ich, dla świętego spokoju, żeby nie wylądowało wiadro wody na pierzynie, to gospodarz stawiał flaszeczkę i wykupywał się.

Kapelusze. Wzory były różne kapeluszy, to była dowolna sprawa. Były ozdoby do tego, inf. miał typowo turecki, stożkowy kapelusz, i na końcu miał uwieszonego pajaca – takiego jak na choinkę, ze szkła albo ze szmaty. W kuce wplatane były sztuczne kwiaty albo choina – drobne gałązki, wstążki z bibuły gufrowanej. Ubiory turków zależały od indywidualnej pomysłowości, jak kto się ubrał, tak było. Ale maska, pyta i kapelusz musiały być.

Strażacy robili zabawę sylwestrową, pod koniec zabawy, inf. poszedł do domu przebrać się za turka i wrócił z powrotem na zabawę. Po czym rozebrał się już jak się zabawa skończyła, jak już nie trzeba było pilnować, wtedy strażacy mogli się sami pogościć. Inf. rozebrał się, położył maskę, kapelusz i pytę w kącie. Poszedł na salę, gdzie siedzieli strażacy, a gdy wrócił na miejsce gdzie położył przebranie, już go tam nie było i wtedy zakończył chodzenie. Potem już mu się nie chciało szyć, robić, ale też miał swój wiek, był już po trzydziestce.

Jak się schodzili pod kościół turki, było ich masę, z 400-500 chłopów. Rojno było pod kościołem. Chodziło 200-300-400 osób. Porozrzucani byli po całej wsi. Niemal z każdego domu. Ciężko było przejechać wtedy przez Urzejowice, zatrzymywało się autobus, wchodziło się do środka, składało się życzenia kierowcy, pasażerom. Zatrzymywało się samochody, składało się życzenia. [Urzejowice są wielką wsią, liczba ludności obecnie wynosi ok. 1800 osób] Oczywiście byli tacy, co uśmiechali się i nie szli. Ale kto tam kawaler, niektórzy i żonaci, kawalerowie przeważnie, prawie każdy chodził.

Wychodziło się z domu do dnia w Nowy Rok, najwięcej o 8 i 10.30  turcy gromadzili się pod kościołem, tam było strzelanie z pyt, podprowadzanie dziewczyn. Dziewczyny piszczały, bo jak taki tur z wywróconym kożuchem, były chłopy wysokie, nochal, kapelusz, jak taki objął, to wiski dziewcząt były! Za 15 ósma, słychać było jeden pisk pod kościołem. Bały się jednego, czy który nie miał ręki w sadzy. Dziewczyny były dumne z tego, że były podprowadzane, że budzą zainteresowanie wśród turków

Po wyjściu z kościoła, po zakończeniu mszy, czasami się odprowadzało dziewczyny do domu. Jak ktoś miał swoją dziewczynę, to zaprowadzał ją do domu. Dziewczyna go potem zapraszała do domu, jeśli to było coś poważniejszego między nimi. W trakcie trwania mszy, turki chodziły po domach, a potem znów przed sumą przychodzili i podprowadzali dziewczęta.  Ze sumy, jak się kończyła ok. 12, szły już turki do domu, odsypiały sylwestra i chodzenie za turka, w Nowy Rok po południu. A niedobitki chodziły dłużej jeszcze.

Były takie sytuacje, że jak się wychodziło za tego turka rano, to się robiło psotne sprawy, złośliwe, komuś się bramkę wzięło z ogrodzenia i postawiło się parę domów dalej u sąsiada. Nawet komuś wóz złożyły na dachu, został rozebrany na dole i złożony na dachu.

Jak się szło do kogoś do domu, to z życzeniami. Jak ktoś umiał, mogły być wierszowane, albo „normalne” mówione, zniekształconym głosem, wydobywanym z brzucha, dzięki masce też ten głos był zniekształcony. Otwór w masce był żeby oddychać, wypić coś, przegryźć, wziąć do ust – wtedy podnosił maskę. Czasem miało się akordeonistę, to były tańce u kogoś. Tańczyli wszyscy w maskach. Turek jak przychodził, to się nie dawał poznać, chyba że do rodziny, to wtedy ściągał maskę. Nie dawał się poznać, siedział, częstował się, wypił wódkę czy wodę, to wszystko w masce. Głos zniekształcał w miarę, żeby się nie dać poznać. Mówili: turrr, turrr! hu hu! – przez cały czas. T. Gołdasz zastanawia się czy najpierw było turczenie i od tego wzięły się turki, czy najpierw były turki, które zaczęły turczeć?

Czasem odważniejsze dziewczyny przebierały się za turków. Albo mężczyźni przebierali się za kobiety – kapelusz bardziej damski, maska, długa spódnica. Też się ich nazywało turkami. Tworzyły się pary  tych turków, niby małżeństwo, śmiechu było co niemiara.

Inf. miał swoją pakę, było ich ośmiu, dziewięciu. Jak się chodziło po domach, to wszyscy szli, cały dom był od razu pełen gości. Częstowali ich ciastami, kanapkami, alkohol też był – dla pełnoletnich. Pieniędzy nie dostawali, kolędnicy dostawali pieniądze.

Obecnie – zobaczyć turka u nas, to trzeba mieć szczęście. Tylko małe dzieci chodzą, są ubierane. Bardziej ubrania które chodzi się na co dzień, stary kapelusz, słomowych kapeluszy, owijek, kucy – tego nie ma. Nie ma słomy, bo musiałaby być cepem wybita, nie połamana.

5 lat temu padł pomysł na Radzie Sołeckiej, żeby reaktywować turków. 5 mężczyzn spotkało się u Adama Posiaka, przywiózł on słomę nie przepuszczoną przez kombajn i upletli pięć kapeluszy. Te kapelusze są u niego, mieli się przebrać i pójść na Nowy Rok, ale spaliło to na panewce.

Dzieci chodzące po południu – dzieciarnia bawiła się, biegali, turczeli. Dziewczyn nie mieli. U małych turków nie było kapeluszy, kurtka czy kożuszek odwrócony do góry, kuców nie mieli. Kiedyś było kilka grup kolędniczych: chodzili z Rajem, ze szopką, z gwiazdą. Dzieci chodziły do rodzony, do obcych nie chodziły, za to dostały cukierki, wypieki.

Teraz chodzą 12-13 letnie dzieci, z gwiazdą, Aniołek, Diabełek i ten co trzyma gwiazdę. Tradycja zanika, ginie naturalną śmiercią, szkoda… Jasełka czasami są pokazywane, organizuje to szkoła. 


Informatorka: Cecylia Halik, ur. W 1955 r. w Wylowie

Odtwarzanie kolędy [początek nagrania]

Informatorka w latach 80. spisała kolędę z Herodem, która pamiętał jej ojciec, a także starszy mieszkaniec wsi nazwiskiem Śliwa ur. Około 1900 r. , który uczył młodych kolędników kwestii. Na podstawie tych badań przygotowała kolędę, z którą grupa z Wylowa występowała m.in. Na przeglądzie w Kolbuszowej w 1985 r.. Gdy kolędnicy się postarzeli, nie kolędowali już. Obecnie informatorka zebrała znów dawną grupę i odtwarza ją na potrzeby założonego we wsi stowarzyszenia w wersji scenicznej. Informatorka podejrzewa, że część kwestii zaginęła, bo ta, którą wystawiali w latach 80. była dłuższa.

Tradycje kolędnicze

W latach 80. tradycje kolędnicze w Wylowie były bardzo żywe. Nie było takich domów jak teraz, ludzie wpuszczali kolędę w butach do domu. Informatorka pamięta, że jeszcze ok. 1990 roku wnuczek p. Śliwy zrobił kolędę z Herodem, potem ta tradycja zanikła. Informatorka podejrzewa, że kolęda zanikła przez wygodnictwo i przez to, że ludzie nie wpuściliby już dwunastoosobowej kolędy do domu. Obecnie zachowała się kolęda z gwiazdą. Informatorka zachęca zawsze młodych, żeby chodzili. Mówi, że bardzo miło jej zawsze, gdy kolędnicy przychodzą pod okno z podświetloną gwiazdą. Ostatnio kolędnicy chodzący z gwiazdą pożyczają też stroje kolędnicze, np. Diabła. Współcześni kolędnicy to młodzież, chodzą także dziewczęta.

Do kogo chodzono [7'00"]

To był zaszczyt jak kolęda przyszła do domu i grała. Szczególnie chętnie kolędnicy chodzili do domów, w których były dorastające panny.

Muzykanci w kolędzie [7'30"]

W Wylowie kolędnicy nie mieli muzykanta, informatorka pamięta kolędę z Łączek Brzeskich, z którą chodził akordeonista.

Wiek i płeć kolędników [9'00"]

Kolędnikami byli tylko mężczyźni. Nawet postaci takie jak np. Anioł grali przebrani mężczyźni. W kolędzie odtwarzanej obecnie przez stowarzyszenie informatorki jest tak samo, mimo że nie jest łatwo znaleźć samych męskich wykonawców. Chodzili wyłącznie kawalerowie. Minimalnym wiekiem dla kolędnika z Herodami był koniec szkoły podstawowej (do 8. klasy). Tacy chłopcy mogli grać diabła albo anioła, którąś z mniejszych ról.

Kolęda z herodem w dzieciństwie informatorki – róznice [9'50"]

Kiedy informatorka była mała, po Wielowie chodziło wiele grup kolędniczych. Stroje były takie bardziej ubogie. Herod miał tylko koc na ramionach i koronę z bibuły, Dziad był ubrany byle jak, miał garb. Diabeł miał drewniane widły, z którymi szalał, był wymalowany na twarzy na czarno sadzami. Żołnierze byli ubrani w kolejarskie mundury (marynarki granatowe, czapki z orzełkiem) pożyczone od pracowników kolei. Marszałek też miał podobny mundur, on zapowiadał kolędę, prosił o wpuszczenie. Informatorka podejrzewa, że różnił się wyglądem od żołnierzy, ale nie pamięta, jak. Anioł był ubrany na biało, miał skrzydła. Śmierć miała biały kaptur z wyciętymi dziurami na oczy z papieru i kosę.

Dawniej korony były papierowe, oklejane złotkiem, informatorka mówi, że kupowało się arkusze złotka i np. Robiło się z przy ich pomocy ozdoby choinkowe.

Różaniec dziada robiło się z drewnianych korali. Uwaga! Różaniec dziada zakończony jest kołkiem, nie krzyżem, żeby nikt się nie poczuł urażony.

Turoń – łeb krowy z rogami, z założonym materiałem, który przykrywał kolędnika. Rogi były drewniane.

Informatorka pamięta też, że nie było w jej dzieciństwie kolędy z rajem, dopiero kiedy w latach 80. rekonstruowali kolędę, Śliwa podpowiedział im kolędę z rajem, co wskazuje na to, że za czasów jego młodości (okolice pierwszej wojny światowej) ona występowała, a później zanikła, tak, że informatorka nie znała jej z własnego doświadczenia.

Przebieg kolędy [14'44"]

Najpierw śpiewali kolędę pod oknami. Gdy wyszedł gospodarz, pytali, czy mogą kolędować. Jeśli gospodarz się zgodził, domownicy robili w domu miejsce, np. odsuwali stół czy krzesła, żeby mieli gdzie pokazać swoją kolędę.

Kiedy kolędowano [16'00"]

Chodzenie po kolędzie zaczynało się w wigilię (z gwiazdą), trwało mniej więcej do Trzech Króli. Informatorka uważa, że w kolęd a Wigilię to jest ta prawdziwa kolęda. W Wigilię między pośnikiem a pasterką nikt nie kładł się spać, ludzie siedzieli i czekali na kolędę z gwiazdą. W pierwszy dzień świąt nie chodziło się, od Szczepana zaczynano chodzić z Herodem.

Kolędy dla panien i dla gospodarza [19'30"]

W dzieciństwie informatorki jej starsze siostry były okolędowywane po kolędzie – panna musiała zatańczyć z dziadem, musiała też zatańczyć gospodyni. Jeśli nie było muzykanta, tańczyli przy samym śpiewie. Śliwa (ur. ok. 1900 r.) wspominał o kolędach dla gospodarzy, ale informatorka ich nie pamięta.

Słynne kolędy [21'00]

Wylów słynął z kolęd, ludzie czekali na te kolędy.

Śmieciorze [22'00"]

Po Wigilii kawalerowie chodzili do panien rozrzucać słomę i siano po podwórku. Zwyczaj jest żywy do dzisiaj. Córka informatorki, ok 30-letnia opowiadała, jak chłopcy rozwalili jej siano na klatce schodowej w bloku i wysypali ścieżkę z siana do samej drogi.

Jak się mówiło na kolędników? [22'10"]

Kolęda.

Tańce na koniec kolędy  [22'30"]

Gdy kolędnicy kończyli kolędę w domu, w którym były młode dziewczyny, urządzali tańce przy magnetofonie i adapterze, pili wódkę i samogon. Takich zakończeń było kilka w sezonie, zależy, gdzie kończyli danego dnia.

Motywacje kolędników [24'00"]

Kolędnicy w latach 70. i 80. to była już młodzież pracująca, dlatego nie potrzebowali aż tak bardzo drobnych pieniędzy za kolędę, kolęda była dla nich okazją do zabawy, żartów i tańców.

Poczęstunek kolędników [24'30"]

Kanapki, ogórki kiszone, kawałki kiełbasy – to stawiano, gdy kolędnicy przychodzili na zabawę. Nie było sałatek i placków (mowa zapewne o latach 60., może 70.). Z dzieciństwa informatorka pamięta tylko placek z marmoladą i kruszonką i buła drożdżowa -  pierniki i serowce pojawiły się dopiero po kursach dla gospodyń.

Predyspozycje do ról [28'00"]

Specjalnymi umiejętnościami musiał wykazywać się kolędnik grający Żyda, bo był za komedianta, podobnie Dziad. Obaj musieli improwizować, dostosowując swoje kwestie do kontekstu czy do domowników. Na Heroda zawsze brało się kogoś wysokiego, postawnego.

Przygotowania [31'00"]

Do kolędy wystawianej w tym roku informatorka przygotowywała stroje razem z koleżankami ze stowarzyszenia. W latach 80. próby odbywały się w Klubie Rolnika. Kiedy informatorka była dzieckiem, próby robiło się po domach, tam, gdzie izba była wystarczająco duża.

Kolędowanie wielkanocne [55'00"]

Na Wielkanoc chodziło się po drobsku. Informatorka nie jest pewna, kiedy. Chodzący po drobsku byli przewiązani powrósłami, byli ubrani jak dziady. Chodzili mężczyźni, raczej już dopiero dorośli. Nie jest pewna, czy nie chodziło się w niedzielę palmową. Chodzący zbierali jajka na święta. Informatorka przytacza wierszyk używany przez chodzących po drobsku Wejdźcie na góre, dejcie czarno kóre. Wejdźcie na faske, dejcie kiełbaske. Dejcie joj pięć, bede wasz zięć. Chodzący stawiali tez starym panno kawalera  - kukły ze słomy przed drzwiami. Informatorka nie pamięta, kiedy. Zwyczaj ten zaginął, najprawdopodobniej jeszcze w dzieciństwie informatorki.

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - Materiały Źródłowe

 

Transkrypcje
scenariuszy

 

 

 

 

 

 

Karty
transkrypcyjne

 

Transkrypcje
wywiadów

Fragmenty
filmów

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - Galeria

Draby noworoczne, sąsiedzi

0001.jpg0002.jpg6. Turek noworoczny. Urzejowice. fot. U. Weselak.JPG7 Turki z Gorliczyny w gminnym Orszaku TK w witoniowej.JPG10.jpg11.jpgDroby z Sieteszy lata 50. XX w. .jpgDroby z Sieteszy lata 60. XX w. .jpgDroby z Sieteszy lata 70. XX w. .jpgDroby z Sieteszy lata 70. XX wieku.jpgDroby z Sieteszy przed Centrum Kulturalnym w Przemylu gdzie wystpowali ok. 2000 roku.JPGIMG_20181215_142013.jpg


Draby zapustne

0001.jpgFot. 16 Draby zapustne z Wielopola Skrzyskiego. Repr. J. Danak-Gajda.JPGIMG_20181215_141908.jpg


Kolęda z turoniem

0001.jpg0002.jpg0003.jpg0004.jpg0005.jpg6a 05 koldnicy 66.JPG9.jpgIMG_8638.jpg


Kolęda z Herodem

0001.JPG2.jpg0002.JPG0003.jpg3b AF 10344.jpg0004.JPG0005.JPG0006.JPG0007.JPG0008.JPG0009.JPG0010.JPG0011.JPG0012.JPG0013.jpgAF 3360340.jpgAF 3372099.JPGDSC05875.JPGDSC_0031.JPGFot. 2 Stanisaw Zizio z Gorliczyny jako Krl Herod. Archiwum prywatne Stanisawa Zizio. Repr. K. Ignas.jpgFot. 4 Kolda z Herodem z Padwi Narodowej. Fot. Ryszard Roguz Padew Narodowa 201977.JPG


Jasełka

fot. ks. T. Lis 1.JPGGrupa koldnicza Stalowa Wolarep.J.Dragan.jpgKolbuszowa Jaseka w szkole stycze 1992 r.jpgKolbuszowa Przedszkole 1959.1960 r 2.jpg


Kochany, miejsce jasełek i zwierzęta występujące w widowisku

SAM_4618.JPGSAM_4620.JPGSAM_4622.JPGSAM_4624.JPGSAM_4626.JPGSAM_4629.JPGSAM_4632.JPGSAM_4636.JPGSAM_4638.JPGSAM_4641.JPGSAM_4643.JPGSAM_4645.JPGSAM_4651.JPGSAM_4652.JPGSAM_4653.JPGSAM_4654.JPGSAM_4655.JPGSAM_4657.JPGSAM_4660.JPG


Kolęda z szopką

1.jpgAF 5040.jpgAF 3361455.JPGBoki z Markowej 006.jpgKolda z Zagorzycrep. J. Danak-Gajda.JPG

 


 Akcesoria i rekwizyty kolędnicze

mkl_kolbuszowa 1.JPGmkl_kolbuszowa 2.jpgmkl_kolbuszowa 3.jpgmkl_kolbuszowa 4.jpgmkl_kolbuszowa 5.jpgmkl_kolbuszowa 6.JPGmkl_kolbuszowa 7.JPGmkl_kolbuszowa 8.JPGmkl_kolbuszowa 9.jpgmkl_kolbuszowa 10.jpgmkl_kolbuszowa 11.jpgmkl_kolbuszowa 12.jpgmkl_kolbuszowa 13.jpgmkl_kolbuszowa 14.jpgmkl_kolbuszowa 15.JPGmkl_kolbuszowa 16.JPGTuro z Przedszkola 1.JPGW do koldy z rajem.jpg

 


 

Orszak Trzech Króli

Orszak 3 Krli 2019 Majdan K 24.JPGOrszak 3 Krli 2019 Majdan K 31.JPGOrszak 3 Krli 2019 Majdan K 38.JPGOrszak 3 Krli 2019 Majdan K 46.JPGOrszak 3 Krli 2019 Majdan K 47.JPGOrszak Trzech Krli Tarnobrzeg koci w. Barbary 5.JPGTurki z Gorliczyny w gminnym Orszaku TK w witoniowej.JPG

 

Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie - O projekcie

Zasadniczym celem zrealizowanego w latach 2018-2019 zadania było zebranie kompletnych i wiarygodnych informacji dotyczących kolędowania, kolęd a także wszelkich informacji o obrzędowości Godnich Świąt związanej z tradycjami kolędniczymi i ich współczesnymi przemianami, jakie można do dziś zaobserwować na terenach Lasowiaków i Rzeszowiaków – obszarze statutowego działania Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. Obrzędowość i folklor są chyba najbardziej wrażliwe na zmiany i nowe trendy sfer dziedzictwa kulturowego. Można to zaobserwować właśnie na przykładzie tradycji kolędniczych, gdzie zauważa się nie tylko pogłębianie rozpadu starej tradycji, ale też powstawanie zjawisk nowych (np. „pochody Trzech Króli”), także instytucjonalizację form tradycyjnych i podejmowanie różnych jakościowo zabiegów rekonstrukcyjnych. Dlatego też rejestracja tych przejawów przeprowadzona w sposób profesjonalny przez doświadczonych etnografów, etnologów, językoznawców i folklorystów pod nadzorem opiekuna merytorycznego, opracowana naukowo, transkrybowana i prawidłowo archiwizowana powinna stanowić działanie priorytetowe dla wszystkich instytucji zajmujących się tradycyjną kulturą ludową. Potrzeba szybkiej rejestracji wiąże się także z naturalnym odchodzeniem starszej generacji osób, będących nosicielami tradycji bądź świadkami jej przemian, ale pamiętającymi jej przejawy.

 

Realizacja zadania przebiegała w następujących etapach:

Etap I

Przeprowadzono kwerendy w wybranych archiwach, funkcjonujących przy instytucjach kultury na terenie Lasowiaków i Rzeszowiaków, tj.: w Archiwum Muzeum Etnograficznego im. F. Kotuli – Oddziału Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, Muzeum Zespole Pałacowo-Parkowym w Przeworsku oraz Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie. Została również wykonana kwerenda biblioteczna czyli zestawienie literatury dotyczącej obrzędowości, folkloru i zwyczajów kolędniczych Rzeszowszczyzny.

Etap II

Zostały przeprowadzone badania terenowe na terenie 10 powiatów północnej części województwa podkarpackiego, obejmujące obszar Lasowiaków i Rzeszowiaków – teren statutowego działania Muzeum w Kolbuszowej. Zostały one przeprowadzone w trakcie tzw. dwóch sezonów badawczych przez 10 badaczy terenowych. Byli to: Jolanta Danak-Gajda (Radio Rzeszów S.A.) – pow. ropczycko-sędziszowski, Wojciech Dragan (MKL w Kolbuszowej) – pow. niżański, Jolanta Dragan (MKL w Kolbuszowej) – pow. stalowowolski, Elżbieta Dudek-Młynarska (Muzeum Etnograficzne im. F. Kotuli w Rzeszowie) – pow. leżajski, Agata Hemon (Centrum Kulturalne w Przemyślu) – pow. łańcucki, Katarzyna Ignas (Muzeum – Zespół Pałacowo-Parkowy w Przeworsku) – pow. przeworski, Maria Kula (WDK Rzeszów) – pow. rzeszowski, dr Janusz Radwański (MKL w Kolbuszowej) – pow tarnobrzeski, Justyna Niepokój-Gil (MKL w Kolbuszowej) – pow. kolbuszowski oraz Lidia Biały (KUL) – pow. tarnobrzeski. Opiekę naukową nad prowadzonymi badaniami sprawowała dr hab. Katarzyna Smyk, prof. UMCS.

Pozyskane materiały zawierają szereg informacji o tradycyjnych, wszystkich formach kolędowania, jakie występowały na Rzeszowszczyźnie, ich dawniejszym kształcie oraz przemianach. Szczególnie interesujące okazały się być wiadomości o tzw. kolędach teatralnych (kolęda z Herodem, kolęda z rajem), a także dotyczące kolędowania z szopką kukiełkową. Udało się pozyskać cały scenariusz takiego kolędowania wraz z tradycyjnymi pieśniami, które mu towarzyszą. Pozyskano również interesujące informacje o kolędowaniu w dzień Świętego Szczepana (owsiarze, śmieciarze), noworocznym (turki, draby, szczodraki, pałaźniki) a także wiosennym i zapustnym (bekusy, draby, pochody zapustne, żaczki, po śmigurcie). Pozyskano również wyjątkowe informacje dotyczące kolędowania dziadów – zapomnianej, tradycyjnej formy chodzenia po kolędzie. Warty podkreślenia jest rewelacyjny zasób wiadomości, jakie udało się zebrać w odniesieniu do kolędowania przez dziewczyny, chodzenia na kurki (zapomniana forma kolędowania), ciekawych jasełek (tekst i forma zaczerpnięta z tradycyjnego kolędowania) oraz kolędowania wiosennego, a także zapustnego. Pozyskano również wyjątkowe informacje dotyczące kolędowania z żywym zwierzęciem – koniem, które jeszcze kilkanaście lat temu występowało m.in. w okolicach Jeżowego.

Na szczególną uwagę zasługują zarejestrowane pieśni towarzyszące tradycyjnemu kolędowaniu. Są to pastorałki, kolędy, ale również tzw. kolędy życzące, które kolędnicy śpiewali gospodarzom w formie składania życzeń pomyślności, dobrego urodzaju i zdrowia, pannom – zamążpójścia, a kawalerom – ożenku w przyszłym roku. W drugim sezonie badawczym zarejestrowano kilkadziesiąt takich pieśni, które zapamiętali udzielający wywiadów rozmówcy.

Zebrano również fotografie, przedstawiające różne akcesoria kolędnicze, rejestrujące współczesne kolędowanie, a także z lat wcześniejszych (będące odwzorowaniem materiałów archiwalnych, przechowywanych w prywatnych archiwach). Na szczególną uwagę zasługują relacje fotograficzne z kolędowania noworocznego oraz z Orszaków Trzech Królów, jakie prowadzący badania zarejestrowali w terenie.

Dokonano rejestracji filmów dokumentacyjnych, prezentujących różne aspekty kolędowania, zarówno tradycyjnego, jak i jego współczesnych przejawów. Na gotowy materiał składają się cztery filmy: „Orszak Trzech Króli w Nowej Dębie”, „Przegląd Widowisk Kolędniczych w MDK w Kolbuszowej (6.01.2019 r.)”, „Zespół kolędniczy w domu Emilii i Jana Adamczyków w Mazurach” oraz „Zespół kolędniczy z Łazor – próba widowiska »Herody«”.

Etap III

Warto nadmienić że oprócz wersji fonicznych wywiadów nagrano wówczas również kilkadziesiąt różnych pieśni, oracji, życzeń i recytacji scenariuszy kolędniczych. Najciekawsze z nich zostały transkrybowane. Pozyskano karty transkrypcyjne melodii pieśni kolędniczych, transkrypcje tekstów pieśni i oracji kolędniczych oraz recytowanych lub rejestrowanych jako dokument wizualny scenariuszy widowisk kolędniczych.

Całość materiałów zebranych w trakcie badań terenowych oraz wspomniane transkrypcje zostały zarchiwizowane w Archiwum Naukowym Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.

Etap IV

Archiwum materiałów dotyczących kolędowania na Rzeszowszczyźnie, a także wybrane, najciekawsze materiały terenowe oraz transkrypcje zostały udostępnione w specjalnej zakładce na stronie internetowej.

Etap V

Przygotowano i wydano drukiem publikację opartą na zebranych materiałach źródłowych pt. „Kolędowanie na Rzeszowszczyźnie”. Jest ona dostępna na stronie internetowej kolbuszowskiego Muzeum.

 

Mamy nadzieję, ze dzięki realizacji zadania będzie możliwe rozbudzanie zainteresowania rodzimą tradycją wśród mieszkańców Rzeszowszczyzny, poznanie tradycyjnej kultury oraz jej współczesnych przejawów, a w szczególności bogatych tradycji związanych z Godnimi Świętami i tradycjami kolędniczymi oraz szeroka ich popularyzacja.

 

Galeria

0.jpg1 2.JPG1.JPG1Turki w Budach acuckich ok. 1960 r.JPG2 2.jpg2.JPG3.jpg4 2.jpg4.JPG5 2.JPG5 3.JPG5.JPG6 2.jpg