wydarzenia

Bedzie dyszcz, bo sadło zaszło rosum

Wśród Lasowiaków i Rzeszowiaków znane były przepowiednie i przewidywania pogodowe. Miejscowa ludność wróżyła urodzaj, bądź nieurodzaj na podstawie różnych zjawisk pogodowych i obserwacji przyrody.

W meteorologii ludowej szczególne miejsce zajmowały zjawiska atmosferyczne w okresie wiosny i wierzenia związane z pierwszymi grzmotami. „A jak pierwszy roz grzmiało na wiosnę, to się trza tacać po goły zimi, żeby ni mieć boleści przez cały rok” – mówiono. Słuchano też, z której strony grzmi. Jeśli grzmot dochodził od północy, wówczas miał być zimny rok. Grzmoty od zachodu wróżyły rok mokry, z południa –upalne lato. Rok suchy następował po grzmotach ze wschodu.

Zwierzęta prawdę powiedzą

O pogodzie lub niepogodzie dowiadywano się, obserwując również zwierzęta. Pogodę obwieszczały „kury grzebiące się w pachu”, „dym idący prosto z komina”, „jaskółki latające wysoko”. Natomiast deszcz miał być, gdy „wrony się tłukły”, „kury się iskały”, „jaskółki nisko latały”, „dym z komina snuł się nisko po dachach”, „ muchy były dokuczliwe”, „woda w rzekach lub stawach była bardzo ciepła”. I dalej: jeżeli bydło się gziło i biegało jak szalone, to miało padać. Jeżeli słońce przypiekało i kogut piał, to następnego dnia lub niebawem miało być dżdżysto. Wierzono, że kogut pieje zawsze na zmianę aury, czyli w ciągu pogody na deszcz, w momencie niepogody na słońce. Również śpiew wilgi i żołny miał poprzedzać opady. Uważano także na kukułki. Jeżeli słychać było kukanie z pola lub łąki, to oznaczało to pogodę. Jeżeli kukułka kukała z krzaków, to oznajmiała deszcz.

Specjalną rolę do odegrania co roku miały bociany. Oznajmiały one początek wiosny, przylatując na św. Józefa, czyli 19 marca. Rozpoczynało się też wtedy pierwsze prace w polu, o czym mówi przysłowie „Na św. Józwa przez pole bruzda”. Wiosnę poprzedzały także inne zwiastuny, np. jeśli sroka chodziła piechotą po śniegu, to rychło miała przyjść odwilż.

Popatrz w kalendarz, potem na niebo 

Ważna była obserwacja pogody w dni świąteczne. I tak np. jeżeli w Wielki Tydzień muchy brzęczą i naprzykrzają się ludziom, to w dzień Zmartwychwstania Pańskiego będzie prószyć śniegiem i będzie mróz.  Późną wiosną w kwietniu mówiono, że „Na św. Wojciecha w polu pociecha” (23 kwietnia), natomiast bardzo źle widziany był deszcz padający w ten dzień, bo wróżył on suchą wiosnę, czyli nieurodzaj na siano. Z tym wiązało się przysłowie – „Jak dyszcz w św. Wojciecha pado, to trzecia kopa siana przepada”. Bardziej jeszcze tragiczny był mokry 24 czerwca – przeddzień rozpoczęcia żniw. „Bo jak się św. Jan rozpłacze, to się nie utuli, aż koło św. Matuli” (2 lipca).  Poza tymi dwoma dniami deszcz w maju i w pierwszej połowie czerwca był bardzo mile widziany przez rolników. Wśród zakazów związanych z przepowiedniami pogody było również zabranianie pieczenia chleba w Wielki Piątek. Złamanie tego nakazu przynosiło posuchę. Aby odwrócić klęskę, trzeba było utopić w stawie dzieżkę tej kobiety, która złamała zakaz. W Rzeczycy Długiej wystarczyło ukraść bramę lub wrota gospodyni, która piekła chleb w Wielki Piątek i wrzucić je do wody. Wtedy deszcz był pewny.

Na wiatr i deszcz

Jeżeli podczas deszczu na powierzchni wody tworzyły się bańki, to zanosiło się na dłuższą słotę lub miały być przelotne deszcze zwane „przegonkami”.  Jeżeli deszcz przychodził w maju, „to w polu będzie jak w raju”. Ustanie deszczu zapowiadało rechotanie żab lub ukazanie się tęczy na niebie. Chociaż ta wróżyła również deszcz w bliskiej przyszłości, bo „tęca wodę pije na dyszc”.

Jeżeli chodzi o inne zjawiska atmosferyczne, to  wiatr następował w krótkim czasie po tym, jak słońce zachodziło na czerwono. Blady księżyc zapowiadał deszcz. Wierzono, że na trzy dni przed deszczem księżyc ukazuje się z białą otoką („Księżyc w kole, na trzeci dzień woda w dole”). Jeżeli rano słońce jasno wschodziło, to miał deszcz. Gęsta, ciemna (w źródłach określana jako „czarna”) mgła zwiastowała słotę, siwa – pogodę.

Ludowe barometry

Poza posługiwaniem się obserwacją pogody, używano też ludowych barometrów w postaci soli i sadła. Przed deszczem sól wilgotniała, podobnie jak sadło. Sadło wieszano u powały nad piecem i mówiono „będzie dyszcz, bo sadło zaszło rosum”.

Na burzę i przeciw piorunom

Zwiastunem nadchodzącej burzy było duszne powietrze. Mówiono też, że przed nawałnicą „słońce przygrzewa”. Burzę można było też niechcący sprowadzić na wieś, na przykład piorąc kijankami w czasie oktawy Bożego Ciała.
Jej nadejście wiązało się z koniecznością zabezpieczenia domostwa przed piorunami. Sposoby na uchronienie dobytku były przeróżne. Podczas gradobicia czy burzy jeden z mieszkańców domu musiał oprzeć łopatę do wsadzania chleba do pieca o ścianę zewnętrzną chałupy dla ochrony budynku i mienia od wszelkich klęsk. Jeżeli się błyskało lub piorun uderzył blisko, trzeba było powiedzieć „A Słowo stało się Ciałem i mieszkało między nami”. Innymi sposobami zabezpieczenia domostw przed piorunami było odmawianie modlitw lub śpiewanie pieśni nabożnych oraz zapalanie gromnicy i stawianie  jej w oknach razem z palmami wielkanocnymi. Stosowano również palenie pokruszonych wianków święconych w oktawę Bożego Ciała. W czasie silnej burzy gradowej, kiedy zbliżała się nawałnica, kobiety kropiły w górę wodą święconą, żeby chmura odeszła bokiem.

Z innych  sposobów wpływania na pogodę można wymienić procesje po wsi w czasie klęsk żywiołowych oraz upraszanie pomyślnej pogody biciem w dzwon. W Brandwicy dzwoniono dzwonem, który mieścił się na wysokim słupie koło tamtejszej szkoły na Anioł Pański oraz na alarm w czasie grzmotów i pożarów.

Dziś trudno przewidzieć pogodę, a prognozy autoryzowane przez najpoważniejsze instytucje meteorologiczne nie sprawdzają się. Może warto więc wrócić do korzeni, przyjrzeć się przyrodzie, zwierzętom, nawet tej soli w solniczce, księżycowi czy chmurom i nauczyć się przewidywać aurę tak, jak to bez telewizji i pogodowych aplikacji robili nasi dziadkowie?

Karolina Migurska

Bibliografia:
Oskar Kolberg, „Tarnowskie-Rzeszowskie”, Wrocław
Wilhelm Gaj-Piotrowski, „Kultura społeczna ludu z okolic Rozwadowa.  Prace i materiały etnograficzne”, tom XXVI, Wrocław 1967 r.
Archiwum ME w Rzeszowie, T.190 inw.714
Andrzej Karczmarzewski, „Ludowe obrzędy doroczne w Polsce Południowo-Wschodniej”, Rzeszów 2011 r.