wydarzenia

Wiosna w lesie – zbadana!

31 maja 2022 r. zakończył się trzeci sezon badań – wiosenny – z projektu „Las w życiu i kulturze mieszkańców Rzeszowszczyzny”. Publikujemy kilka fragmentów rozmów.

Wiechy na imieniny: […]to jest na Jana. Na imieniny. Stawiają najdłuższą tyczkę i na końcu tyczki taki bukiet. I to stawiają. Tak, jeszcze stawiają. Głównie tutaj na Słomianej taka jest, zawsze stoi to. To jest żerdź taka jak najdłuższa, sosnowa, a najlepiej modrzewiowa. Bo modrzew jeszcze wyższy jest. I na wierzchu jest taki bukiet z kwiatów zrobiony i głównie takie rośliny, kwiaty leśne są. A stawiają ci, co idą na imieniny. Sąsiedzi dla kolegi, dla solenizanta to stawiają. To jest praktykowane.

Wiechy na koniec budowy domu: Zawsze. Roślina, która rośnie najbliżej tego domu zazwyczaj. To idą, albo na łąkę idą, zbierają, albo idą do lasu. Tak jak u mnie, to przy lesie. I to jest na trzech etapach. Na etapie fundamentów, na etapie stropów i na etapie dachu.

(Kazimierz Bąk, Katy, wywiad prowadziła Magdalena Fołta)

***

Lasy mają bardzo dużo lokalnych nazw. Mam tu wyszczególnione, co opisywałem. Na terenie Górna: Przedmieście, Lasek, Wymoklisko, Na Bagnie, Kępa, Góry, Starówka, Choiny, Moskal, Pański Potok, Wilczy Dół. Lasy od strony Wólki Sokołowskiej: Łysa Góra, Mulówki, Podturza, Sadzawki, Rudka, Zrąbek, Maziarnia, Kątówka.

Maziarnia – tam prawdopodobnie był wytop smoły, Moskale – to prawdopodobnie gdzieś w czasie I wojny światowej lub jeszcze wcześniej mogły być z Moskalami jakieś potyczki. To nazwy zaszłe, z dawna.

[…] Wiech weselnych w Górnie nie robiono, ale np. w Kamieniu rozmówca pamięta, że odpowiednik starosty weselnego [tak go nazywano w Górnie] nazywany tam „z koniem” – miał taką wiechę i urzędował jako najważniejsza starszyzna wesela. Wiecha to był wierzchołek drzewka [iglastego], przyozdobiony, i z taką laską, i na tej lasce była głowa czy symbol konia.

[…] O stosowaniu drzew w zabiegach magicznych słyszałem z opowieści, ale na własne oczy nie widziałem. Słyszałem, że gałązki drzew iglastych zastępowały palmę w pokropywaniu zwierząt gospodarskich czy budynków bądź obejść gospodarskich z wielokrotnym powtarzaniem tego rytuału i wymawianiem zamówień. Bywały też okadzanie dymem zwierząt i pomieszczeń.

(Kazimierz Smolak, Górno, wywiad prowadziła Jolanta Danak-Gajda)

***

Brzóza Stadnicka była jednym z takich ośrodków, jeszcze do lat 80. XX wieku, gdzie, można powiedzieć, rozróżniało się różne zabawki: żywieckie, krakowskie, no i te z Brzózy Stadnickiej, tutaj było zagłębie zabawkarstwa. Ja wychowałem się na tych zabawkach. Mój tato nie robił zabawek, robił łyżki, ale wszyscy sąsiedzi robili jakąś tam zabawkę. Niektórzy małe koniki z karetkami, inni duże koniki strugali, inni ptaki klepaki, u nas to kaczuszki nazywali, jeszcze inni koła terkoczące, także tych zabawek troszkę było. Oprócz tego byli tacy co robili nie tylko zabawkę, robili garnce, siewnice, inne rzeczy…a ja w to zacząłem się bawić przypadkiem, kolega mnie namówił, wiedział, że coś tam umiem robić, żeby mu zrobić kilka zabawek. Spodobało mi się, pozbierałem trochę wzorów, trochę poczytałem, współpracowałem z Muzeum Ziemi Leżajskiej, gdzie kiedyś w Leżajsku była fabryka zabawek, udostępnili mi materiały jak się malowało zabawki w tamtych czasach, no i staram się wszystko tak jak kiedyś malowali. Owszem, dziś to wygląda troszeczkę inaczej, bo są inne farby, troszkę inne technologie, ale ja nie mam sprzętu jakiegoś typowego, jak są w fabrykach, czy gdzieś tam: ja każdy element muszę wykonać i on jest kilka razy w moich rękach. To jest tradycyjna praca.

Mam wiele rozwiązań innych, ale trzymam się też tej, którą robili kiedyś. Mógłbym robić coś innego, ale tradycja, współpraca z muzeami – Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, współpraca z innymi instytucjami inspiruje mnie tym, żeby dalej robić tą samą zabawkę, jak kiedyś robili, jest to nasze dziedzictwo, dziedzictwo tu z Brzózy, gdzie było naprawdę zagłębie zabawek, gdzie zostało nas praktycznie dwóch, którzy się zajmujemy wyrobem zabawek z drzewa. […] Było zagłębie zabawkarskie niesamowite. Zabawkę z Brzózy Stadnickiej można było rozpoznać niemal wszędzie po malowaniu. Spotkałem się z takimi sytuacjami, że byłem gdzieś tam sto kilometrów stąd, czy dwieście, i podchodzi ktoś i mówi – to jest zabawka z mojego dzieciństwa, pan jest z Brzózy, od razu malowanie rzuca się w oczy, że to jest właśnie […] tradycyjnie patykiem pisane, malowane.

(Jan Dudziak, Brzóza Stadnicka, wywiad prowadziła Jolanta Danak-Gajda)

***

Kapliczka z Matką Boską od Gradobicia jest przy lesie koło Hadli Kańczuckich, ale to nasza parafia. Opowiadano, że kiedyś straszne grady były i zebrali się starzy gospodarze i kupili figurkę, postawili najpierw we wsi, ale nie dało to zamierzonego rezultatu i wywieźli ją poza wieś, pod las, w miejsce które nazywano Kościoły. Ta kapliczka na Kościołach wybudowana. Powiem pani: przychodzą klęski, huragany, gradobicia, nas dzięki Bogu omijają I jednak trza w to wierzyć, ale tam chodzimy, modlimy się. Tam się msze odprawia: 3. maja na Królowej Polski, na Zielną, w październiku na różaniec. Było tak: przyszliśmy na mszę poświecić ziele, pod las, ławeczki są porobione. Patrzymy – wychodzi chmura, patrzymy – a tu słońce wychodzi! Wyglądało jakby słońce odpychało chmurę. I jak są tam msze, to nigdy nie pada. Mieszkańcy w pobliżu opiekują się tą kapliczką. Matka Boska jest z Dzieciątkiem i normalnie śpiewa się pieśni majowe. Ale już kilka lat ten kult tam istnieje, Manasterz przychodzi. Nieraz to i orkiestra jest zaproszona. Kiedyś pszczelarze mieli mszę i myśliwi.

[…]

W kieleckim lesie, tam, pod sosnami,
gdzie rozkwitały kaliny,
polski tam żołnierz w grobie spoczywa
z dala od swojej rodziny.

Mogiła jego mchem się pokryła,
a nad nim krzyż jest brzozowy,
zakwitła na nim biała konwalia,
zaszumiał mu las sosnowy.

Nikt go już teraz nie ma w pamięci
i nie ma kto złożyć kwiatów.
Padł on od kuli z ręki faszystów
za wolność waszą i naszą.

(Katarzyna Cieślak, Hadle Szklarskie, wywiad prowadziła Agata Hemon)

***

Tak, ludzie brali drzewo i robili okna czy meble z tego, robiliśmy też skrzynki na jabłka. Dawniej las dawał zarobek. Byli stolarze, co robili mnóstwo rzeczy, okna przecież nie dało rady kupić w sklepie. Teraz to nawet wyciąć drzewa w swoim lesie nie można, muszą być pozwolenia. Dawniej było łatwiej z tym, ludzie sobie jakoś radzili, żeby przetrwać.

(Zofia Wryk, Sokolniki, wywiad prowadził Grzegorz Mosiołek)

***

Jeżeli była pełnia, no to takie właśnie dziki, które potrafiły przeżyć kilkanaście lat, one nigdy nie wychodziły na światło tam, gdzie padały promienie  księżyca, tylko przechodziły cieniem i były trudne do pozyskania. […]

Koledzy bardziej polowali z podchodu, czy tam z podjazdu. Wykorzystywali furmanki, te linijki tak zwane gdzie można było podjechać koziołka. Dzisiaj zwierzyna nie widzi, że tak powiem, koni, tylko maszyny, traktory i tym podobne, więc jeżeli by zobaczyła konia, to myślę, że by bardziej uciekała niż widząc tą maszynę, taką spalinową.

(Kazimierz Flis, Przecław, wywiad prowadził Janusz Radwański)

***

Z przednówkiem wiązały się powiedzenia: „Jak zakwita głóg, to jest największy głód, a jak kwitnie mak, to po głodzie znak” – bo ludzie wtedy byli najbardziej wychudzeni. Już ziemniaczka młodego można było wygrzebać, ziarna niedojrzałego wykruszyć z kłosów i przynajmniej tę zupę ugotowaną trochę zasilić tym ziarnem. To było widać najbardziej na ludziach. Bo byli bardzo wymizerowani, a tu upał, ciężkie roboty. Bardzo często wybuchały właśnie wtedy jakieś zarazy.

[Według słów rozmówczyni oraz według kronik parafialnych z Nosówki, na tym terenie w 1552 r. wybuchła ostatnia epidemia cholery. Za zmarłych odprawiano msze choleryczne, a do dziś są zapuszczone cmentarze, na których grzebano ofiary zarazy].

Przednówek kończył się z dniem św. Jakuba. Wiązało się z tym powiedzenie: „Po świętym Jakubie, każdy w swym garnku dłubie”.

(Stefania Buda, Nosówka, wywiad prowadziła Izabela Wodzińska)

***

Przed badaczami ostatni, czwarty, sezon badań. Niebawem o tym napiszemy!

03.jpg
04.jpg
05.jpg
06.jpg
08.jpg
11.jpg
14_popr.jpg
15.jpg
16.jpg
17.jpg
20.jpg
21.jpg
22.jpg
23_popr.jpg
24.jpg
25.jpg

Projekt „Las w życiu i kulturze mieszkańców Rzeszowszczyzny” dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.