Spływają materiały od studentów!
Ogłoszenie
Międzyuczelniany Obóz Etnograficzny został zorganizowany przez Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej oraz Stowarzyszenie Muzeów na Wolnym Powietrzu, a jego przeprowadzenie zostało sfinansowane dzięki dotacji celowej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego.
Uczestnicy
W obozie wzięli udział studenci etnologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Warszawskiego oraz Uniwersytetu Łódzkiego, którzy mieli przeprowadzić badania terenowe w Kolbuszowej Górnej, Nowej Wsi, Domatkowie oraz Brzezówce. Zadaniem studentów było nagranie wywiadów na temat tego, jak na przestrzeni lat zmieniała się przestrzeń przydomowa na lasowiackiej wsi oraz wykonanie dokumentacji fotograficznej.
Materiały
Obecnie napływają do nas materiały pozyskane przez studentów. Przedstawiamy wybrane fragmenty opracowań oraz zdjęcia wykonane przez uczestników Międzyuczelnianego Obozu Etnograficznego.
Informatorka kategorycznie stwierdziła, że najchętniej by się nie odgradzała. Jednak wie, że musi, stąd ogrodzone całe tereny do nich należące. Głównie są to siatki, okazjonalnie drzewa oraz ogrodzenie z desek. Jest transparentne, jak tylko to możliwe. Z jednej strony działka graniczy z ogrodem starszego małżeństwa i między nimi jest cały czas otwarte przejście -przełaz. Do działki właściwej prowadzi bardzo długa droga między polami, ale brama znajduje się dopiero tuż przed częścią dla gości. Między pola może wejść każdy. Brama jest większość czasu zamknięta, jednak nietrudno wejść na sam teren. Kiedyś wszystko było mniej ogrodzone, teraz jednak musi być bardziej.
(Nowa Wieś)
No bo ja pamiętam jeszcze jak robili na dom te pustaki. Mama z tatą sami robili, całe podwórze było gdzie się dało założone tym. Kładło się worki z nawozów, takie rozcięte i na tej folii się kładło te, te. No i był taki wibrator, no wiadomo cement, piasek, ten… haś. Bo to wszystko hasiowe, więc haś. […] To było jakoś tam trochę, żeby nie było popiołu, to było przetrzepywane przez takie sito i z tego się robiło takie haś. No i taki stół, taki mniej więcej, bo to zazwyczaj jak robili, to były dwie formy, nakładało się na jedne, jedna się telepała, a drugą się wynosiło i tak. No takie był coś jak... No jej no, kształt pustaka. I to było tak, że stawiało, ręce było na dole, o tak jakby tu był pustak jeszcze, nie? Tu miało rączki, o tu na dole, nie u góry, tylko tu na dole rączki. Odwracało się to, wyciągało się najpierw środek, bo tam były dziury oczywiście, najpierw środek, potem resztę. I tak, i tak się robiło. I formę sobie każdy wybierał, jaką mu się podobała. Były i czyste też. Na przykład na domu to już były czyste, bez kwiatów.
(Kolbuszowa Górna)
Na terenie posesji znajduje się studnia, którą gospodarz sam wykopał oraz przede wszystkim – znalazł. Jest on, jak sam określa siebie oraz inni ludzie jego, różdżkarzem, czyli osobą, która dzięki różdżce jest w stanie magicznie znajdować miejsce z wodami podziemnymi. Różdżka była niczym innym, jak gałęzią drzewa, która ułożona była w kształcie litery „Y”, czyli miała dwa odnóża, za które się ją chwytało. Gdy przednia, łącząca pozostałe dwa odnóża część schylała się ku ziemi – wtedy było to odpowiednie miejsce, aby wykopać studnię. Gdy już znajdzie się odpowiednie miejsce żyły wodnej, należy zawiązać na dratwie kawałek węgla kamiennego, ale takiego z przerostem, czyli złotym odbłyskiem. Jeśli ta żyła rzeczywiście w danym miejscu jest, a sznurek z kamieniem opadnie w odpowiednim miejscu, to zacznie ona krążyć. Różdżka według rozmówcy powinna być z leszczyny, choć wspominał też o wiśni. Rozmówca nauczył się tego fachu „przy okazji”, to znaczy, gdy kupił działkę przypadkowo poznał pobliskiego księdza, który na tamten moment był okolicznym różdżkarzem i szukał miejsc na studnie mieszkańcom wsi. Gospodarz nauczył się tej techniki właśnie od niego, a miejsce swojej studni znalazł już samodzielnie. Od tamtej pory użyczał czasami swojego talentu sąsiadom, aby i im znaleźć studnie.
(Kolbuszowa Górna)
(Nowa Wieś)
No bo ja pamiętam jeszcze jak robili na dom te pustaki. Mama z tatą sami robili, całe podwórze było gdzie się dało założone tym. Kładło się worki z nawozów, takie rozcięte i na tej folii się kładło te, te. No i był taki wibrator, no wiadomo cement, piasek, ten… haś. Bo to wszystko hasiowe, więc haś. […] To było jakoś tam trochę, żeby nie było popiołu, to było przetrzepywane przez takie sito i z tego się robiło takie haś. No i taki stół, taki mniej więcej, bo to zazwyczaj jak robili, to były dwie formy, nakładało się na jedne, jedna się telepała, a drugą się wynosiło i tak. No takie był coś jak... No jej no, kształt pustaka. I to było tak, że stawiało, ręce było na dole, o tak jakby tu był pustak jeszcze, nie? Tu miało rączki, o tu na dole, nie u góry, tylko tu na dole rączki. Odwracało się to, wyciągało się najpierw środek, bo tam były dziury oczywiście, najpierw środek, potem resztę. I tak, i tak się robiło. I formę sobie każdy wybierał, jaką mu się podobała. Były i czyste też. Na przykład na domu to już były czyste, bez kwiatów.
(Kolbuszowa Górna)
Na terenie posesji znajduje się studnia, którą gospodarz sam wykopał oraz przede wszystkim – znalazł. Jest on, jak sam określa siebie oraz inni ludzie jego, różdżkarzem, czyli osobą, która dzięki różdżce jest w stanie magicznie znajdować miejsce z wodami podziemnymi. Różdżka była niczym innym, jak gałęzią drzewa, która ułożona była w kształcie litery „Y”, czyli miała dwa odnóża, za które się ją chwytało. Gdy przednia, łącząca pozostałe dwa odnóża część schylała się ku ziemi – wtedy było to odpowiednie miejsce, aby wykopać studnię. Gdy już znajdzie się odpowiednie miejsce żyły wodnej, należy zawiązać na dratwie kawałek węgla kamiennego, ale takiego z przerostem, czyli złotym odbłyskiem. Jeśli ta żyła rzeczywiście w danym miejscu jest, a sznurek z kamieniem opadnie w odpowiednim miejscu, to zacznie ona krążyć. Różdżka według rozmówcy powinna być z leszczyny, choć wspominał też o wiśni. Rozmówca nauczył się tego fachu „przy okazji”, to znaczy, gdy kupił działkę przypadkowo poznał pobliskiego księdza, który na tamten moment był okolicznym różdżkarzem i szukał miejsc na studnie mieszkańcom wsi. Gospodarz nauczył się tej techniki właśnie od niego, a miejsce swojej studni znalazł już samodzielnie. Od tamtej pory użyczał czasami swojego talentu sąsiadom, aby i im znaleźć studnie.
(Kolbuszowa Górna)
Efekty
Spodziewamy się otrzymać około stu wywiadów oraz kilkaset fotografii, które znajdą się w Archiwum Naukowym Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.
Finanse
Środki na realizację przedsięwzięcia pochodzą z dotacji celowej Województwa Podkarpackiego (zadanie pn. „Przestrzeń przydomowa współczesnej wsi lasowiackiej”).