O relacjach polsko-żydowskich
Prowadzenie etnograficznych badań terenowych jest jednym z priorytetowych działań Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. Zebrane w trakcie badań materiały po opracowaniu umieszczane są w Archiwum Etnograficznym MKL, gdzie udostępnia się je wszystkim zainteresowanym. W niniejszym tekście prezentujemy przykłady relacji polsko-żydowskich na podstawie materiałów zgromadzonych w owym Archiwum.
Przeglądając znajdujące się w muzealnym archiwum materiały, można natrafić na wiele przekazów dotyczących relacji polsko-żydowskich na Rzeszowszczyźnie z okresu międzywojennego i II wojny światowej. Są to przeważnie opowieści polskich mieszkańców wsi urodzonych w latach 20. i 30. XX w., którzy pamiętali swoich żydowskich sąsiadów. Unikatowym materiałem znajdującym się w Archiwum Historycznym MKL jest polskie tłumaczenie wydanej w 1992 r. w Stanach Zjednoczonych książki „Żydowskie dzieciństwo w Polsce” autorstwa ocalonego z Holocaustu Żyda, pochodzącego z Kolbuszowej Naftalego Saleschütza.
W Jaworniku było też 35 rodzin żydowskich. Dominował u nich handel – wszystko było w żydowskich rękach. Grupa była wewnętrznie solidarna – bogatsi wspierali biedniejsze rodziny żydowskie. Żydzi mieli knajpy, a przesiadywali w nich Poloky. Siedzieli w nich i przepijali majątek, często zastawiając go. Niewielu Żydów pracowało na polu, najczęściej pracowali u nich Poloky. Żydzi mieli żydowską wiarę, mieli bużnice gdzie mężczyźni chodzili na modły, kobiety tam nie chodziły. Żydzi różnili się nieco strojem, mieli długie płoszcze, szabasówkę – podobna do kapelusza, z lisa, w kolorze czarnym. Ten strój dominował w święta, na co dzień ubrani podobnie do Polaków. Wielu, zwłaszcza starszych mężczyzn, nosiło brody. Część Żydów odchodziła od swoich tradycji i integrowała się z Polakami. Przykładem była rodzina Zypcner. […] Nie zdarzały się małżeństwa mieszane między Polakami i Żydami. Za to polskie i żydowskie dzieci chodziły razem do szkoły, często też razem bawiły się.
(Jawornik Polski, MKL-AE 617/7)
W Gaci przed wojną żyło cztery, pięć rodzin żydowskich. Normalnie żyli, nie byli kupcami, tylko jeden Żyd Szeja czasem kupił jakieś cielę – w czasie wojny sam poszedł do Niemców, nie chciał się tłuc po polach, dziurach. Kupcy żydowscy przychodzili z innych miejscowości. Informator pamięta, jak kupował u nich jałówkę Żyd z rodziny Szallów (bogata rodzina, handlowali bydłem), który został rozstrzelany u Ulmów w Markowej. Informator pamięta też żydowskie wesele „na górce” – córka Jankiela, sąsiada, wydawała się za jednego z tych Szallów. Ogólnie żyło się w zgodzie z Żydami. Informator pamięta, jak będąc dziećmi, coś tam dokuczali Żydom, układali na nich różne wierszyki, to mama karciła ich za to: „Nie wolno tego robić, Żyd jest takim samym człowiekiem”. Na miejscu, gdzie stoi Dom Strażaka, był plac pożydowski, stała tutaj karczma, którą po wojnie rozebrano. Prowadził ją biedny Żyd, co bądź tam było.
(Gać, MKL-AE 614/3)
Byli też Żydzi. Oni się tu czuli jak w domu. Nie jedli mięsa wieprzowego. Kiedyś w czasie Wielkanocy, jak była kiełbasa (ubój się przed świętami robiło), młodzi chłopcy złapali swojego kolegę Żyda i wysmarowali mu koło ust kiełbasą, i mówili, żeby choć polizał mięsa, żeby wiedział, co to jest kiełbasa. Żydy miały karczmę, u Cholewów stała. Najchętniej handlowali, oni mieli do tego smykałkę. U nas były bardzo dobre stosunki z Żydami. Nikt im nie dokuczał. Nawet to smarowanie kiełbasą to były żarty, głupie, ale bez złości, a ten chłopak się wcale nie obraził.
(Ujezna, MKL-AE 611/7)
Żydzi nie prowadzili sklepów we wsi za wyjątkiem tego z papierosami. Skupowali we wsi od gospodarzy cielęta i drób. Informatorka zwraca uwagę, że Żydzi bardzo szanowali swoje święta, że „w sobotę sami nie podpalali pod kuchnią”. Stosunki ze społecznością polską układały się poprawnie. Na pytanie o dokuczanie Żydom ze strony Polaków informatorka odpowiada, że takowe były. Podaje przykład, gdy w Wielki Czwartek na pochyłej akacji w centrum wsi wieszano kukłę Judasza. W pobliżu mieszkał Żyd Lejba – wołano głośno „Lejba Judasz”. Ponoć jeszcze dzisiaj „jeden taki” wiesza kukłę Judasza we wsi. Wielu Żydów było ukrywanych podczas wojny w Urzejowicach. Otwarcie o tym jednak się nie mówi. Informatorka wyjawia, że jej brat pojechał do Ameryki i odwiedził m.in. wspomnianego Lejbę.
(Urzejowice, MKL-AE 620/3)
Informatorzy często podkreślają, że Żydzi mieli przed wojną karczmy i sklepy. W Parku Etnograficznym Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej znajduje się karczma z Hadli Kańczuckich, którą prowadziła żydowska rodzina Zellerkrautów. W budynku tym można obejrzeć izbę szynkową, pomieszczenia mieszkalne z wyposażeniem typowym dla rodzin religijnych Żydów z terenów dawnej Galicji oraz sklep z towarami mieszanymi.
[W klasie było] około dwudziestu dzieci i jeszcze dzieci żydowskie chodziły z nami. Na modlitwę nie wychodzili, tylko siedzieli spokojnie w ławce. Normalnie się uczyli tego, co my.
(Kusze, MKL-AE 347/5)
A teraz jeszcze powiem, znaczy ze swojego doświadczenia. Chodząc do szkoły przed wojną, w klasie nas było: dwie Żydówki, no 20% może grekokatolików i reszta Polacy. Nauka przed wojną w szkole się zaczynała od modlitwy. Była modlitwa albo „Ojcze nasz”, albo „Zdrowaś”. I odmawiali wszyscy. Znaczy modlitwa była po polsku, wie pani. I w tej modlitwie brali wszyscy udział. Znaczy Żydówki nie musiały mówić, nikt ich nie zmuszał, ale brały w czasie tej modlitwy udział.
(Kuryłówka, MKL-AE 853/2)
O wspólnym uczęszczaniu do szkoły polskich i żydowskich dzieci pisze także wspomniany już N. Saleschütz:
Poszedłem do szkoły dla chłopców w Kolbuszowej razem z innymi w moim wieku z miasteczka i z otaczających je wiosek. Lekcje trwały od ósmej do południa codziennie, przez sześć dni w tygodniu, oprócz niedziel. Żydowscy uczniowie nie mogli chodzić do szkoły w soboty, bo był szabat. Ale nie był to żaden problem, gdy nas nie było, nauczyciele powtarzali materiał, nie wprowadzając niczego nowego.
(N. Saleschütz, „Żydowskie dzieciństwo w Polsce”).
U nas też tu mama przechowywała, ale bała się. O, na Kępie jedna rodzina była prawie dwa lata. Siedmiu czy ośmiu Żydów było przechowane przez półtora roku. I rodzina, która ich przechowywała, miała swoich dzieci chyba 13 czy 12. […] I nikt nie wiedział, że tam są.
(Bieliniec, MKL-AE 347/2)
Jeśli chodzi o Żydów, moja mama mówiła, że w Czarnej nie było Żydów, było na Medyni, w okolicznych miejscowościach, a u nas Żydów nie było. Ale oni się ukrywali w ziemiankach, ktoś to zdradził to miejsce, bo z tego, co mama opowiadała, to oni przychodzili pod domy, ci, co w tych domach mieszkali, kładli na obciszki, dawniej tak się ocieplało domy, nazywali to obciszki, na te obciszki tam kładli ziemniaki, czy kawałek chleba i oni sobie przychodzili w nocy i zabierali to. I ktoś to zdradził – mówiła mama, ale nie powiedziała nazwiska – tylko mówiła, że to ktoś z Czarnej zdradził. Był nalot na te ziemianki, rzucili tam granaty i to wszystko zlikwidowali. Potem przewieźli ich do Łańcuta. Pozostał tylko ten pomnik.
(Czarna, MKL-AE 863/1)
Tak mówili, że ci Żydzi na Zadworzu w tym lesie, że tam właśnie do lasu uciekali i że w tym lesie się ukrywali, tak to słyszałam różne opowieści we wsi były. Jedni im tam nosili jedzenie, a drudzy ich potem wydawali.
(Medynia Łańcucka, MKL-AE 863/3)
Rozmówca wspominał także o nieżyjącej już ciotce, która według jego relacji miała w czasie wojny ukrywać Żyda. Opowiadała ona, że ów Żyd uciekł właśnie przed Niemcami z pociągu, a potem trafił do niej i ona udzieliła mu schronienia. Owa ciotka i teść rozmówcy, będący bratem wspomnianej ciotki, za pomoc Żydowi otrzymali odznaczenie „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Ukrywali go w Siedleczce.
(Jawornik, MKL-AE-617/5)
Gdy przyszła wojna, wtedy ludzie starali się ratować Żydów. Sąsiadka inf. ukrywała żydowskie dziecko, które jakaś matka pochodzenia żydowskiego urodziła i podrzuciła na ogacenie domu. Sąsiadka wzięła dziecko, ochrzciła, przechowywała, a później oddała do Przeworska, do jakiejś Żydówki, która przeżyła wojnę. Mieszkały tam do lat 60. XX w., a później wyjechała najpierw do Krakowa, później gdzieś dalej. Zawsze pamiętała ta dziewczynka o kobiecie, przychodziła do niej, dbała. Mieszkał tu wtedy Białogłowski, który chodził po wsi z trąbką i ogłaszał różne wiadomości, np. że trzeba iść na szarwark, że nie wolno przetrzymywać Żydów, bo za to grozi kara śmierci. A sam przechowywał pięciu Żydów w kukurydzy i w swoim ogrodzie. U nas też się ukrywali. Na szczęście jakoś nikt nie doniósł ani na niego, ani na nas.
(Ujezna MKL-AE 611/7)
Przed wojną było kilku stolarzy we wsi. Pomagali Żydom ukrywać się w lesie, robili im ziemianki, drzwi, okna, nosili żywność, ale byli tacy „usłużni” i donieśli Niemcom, którzy całą rodzinę tych stolarzy zamordowali.
(Przewrotne, MKL-AE 837/2)
Rozmówcy często podkreślali, że ci, którzy chcieli się wzbogacić kosztem Żydów, źle kończyli:
Słyszało się, że w lasach tutaj, koło Sierakowa było pochowane złoto, co Żydzi, jak uciekali, to zakopywali. Ale nawet jak ktoś znalazł, to złoto nigdy nic nie dało. Nie było pożytku z tego złota, jakby było przeklęte. Ci, co się przysłużyli do zabijania Żydów, to nigdy ze złota pożytku nie mieli i się nie wiodło. Wielu się zabiło w wypadkach, spalili się. Jednemu to rozum odebrało z tego wszystkiego.
(Harasiuki MKL-AE 862/1)
Magdalena Fołta
Kosiek T., Wizerunki i pamięć o „innych” w narracjach mieszkańców wsi, [w:] Folklor Rzeszowiaków – obraz przemian, Kolbuszowa 2018.
Saleschütz N., Żydowskie dzieciństwo w Polsce, polskie tłumaczenie J. Radwański (2019), MKL-ArH 1361.